sobota, 9 marca 2013

Nie taki znowu great, czyli Oz The Great and Powerful


Nie czekałam na ten film, bo fanka Dorotki ani Czarnoksiężnika z Oz ze mnie żadna, zwiastun też mnie nie zachwycił, a i za Jamesem Franco nie przepadam, ale tak jakoś wyszło, że wylądowałam w kinie na filmie reżysera trzech Spider-man’ów, za którymi również średnio przepadam. Nie wiem co sprawiło, że znalazłam się na sali kinowej, ale mimo mojej niechęci i nikłej znajomości historii krainy Oz, powtarzałam sobie, że będzie dobrze, bo damska część obsady jest świetna. Niestety było tak sobie. Bo cóż, film bardzo dobry to nie jest, momentami się dłuży i irytuje, ale jeżeli go rozpatrywać w kategorii ‘bajuchy’ (tak ja mam swoją dziwną kategorię filmową, do której lądują filmy tzw. familijne, bądź fantasy przeznaczone dla dzieci czy młodszej młodzieży, ale z oglądania których dużo radochy mogą mieć też dorośli), to Oz The Great and Powerful, to bardzo udana ‘bajucha’.

Głównym bohaterem opowieści jest cyrkowy magik o pseudonimie artystycznym Oz. Nie jest to mężczyzna prawy i szlachetny, wręcz przeciwnie to oszust i kanciarz. Mężczyzna marzy o wielkości i sławie, jednak nie podejmuje żadnych kroków by zmienić swoje postępowanie i osiągnąć coś w życiu. Pewnego dnia, przedziwnym zbiegiem okoliczności, mężczyzna trafia do krainy Oz dręczonej przez złą czarownicę. Okazuje się, że nasz główny bohater, jak głosi przepowiednia, ma uratować magiczną krainę przed ową złą wiedźmą. Są jednak dwa problemy. Pierwszy to ten, że nikt nie wie kto jest tą 'wicked witch', a drugi problem, w praktyce malutki szczegół, to taki, że przepowiednia mówiła o wielkim i potężnym czarnoksiężniku, a cóż, naszemu bohaterowi daleko do takiego.

Z racji tego, że nie jestem zupełnie obeznana z historią Czarnoksiężnika z Oz, nie czytałam nigdy książki, nie pamiętam przygód Dorotki (na pewno widziałam jakiś film, ale było to bardzo dawno temu) nie znam również musicalu Wicked, dlatego moje wywody odnoszą się tylko do tego filmu, jako oddzielnego tworu, a nie filmu bazującego na znanej historii.

Theodora (wiedźma współczesna bo bez sukni, ale za to w kapeluszu) i Oz.

Na początek wypadałoby właśnie odnieść się do fabuły przedstawionej w filmie. Jako, że z założenia miał to być film taki bardziej familijny, dla dzieci, to historia jest trochę naiwna, przepełniona scenami w stylu ‘to nie mogło się udać, ale jednak się udało, bo w końcu bohater ma czyste serce, ale jeszcze sam do końca o tym nie wie’, a na koniec filmu mamy oczywiście morał i możemy cieszyć się z triumfu dobra nad złem. Jeżeli przyzwyczaimy się do tej konwencji, w końcu to taka bajka, to można się wciągnąć trochę bardziej w opowiadaną historię. Bo wydaje mi się, że bardziej ciekawy od wątku przemiany głównego bohatera z człowieka krnąbrnego, w człowieka o dobrym sercu, jest wątek trzech wiedźm. Podobał mi się element dezorientacji, bo na początku nikt nam nie mówi, że ta jest złą wiedźmą, a ta jest dobrą. Dopiero gdzieś w połowie filmu dostajemy rozwiązanie tej zagadki i odpowiedź wcale nie jest aż taka oczywista. Zresztą z tego co wyczytałam w Internecie (uwielbiam tumblr), do samej premiery nie było wiadome, która z trzech jest tą ‘wicked witch’, zieloną, paskudną wiedźmą, w szpiczastym kapeluszu, którą rodzice mogą straszyć swoje dzieci. Jednak gdyby się tak lepiej przyjrzeć to można wywnioskować, która z pań nie jest szczera wobec reszty, ale więcej nie mówię by nie spojlerować.

Glinda, dla mniej najmniej interesująca spośród trzech czarownic.

Wizualnie film jest bardzo ładny i mimo 3D, o dziwo obraz nie jest rozmazany ani za ciemny. Podobał mi się pomysł, by wprowadzenie do historii, czyli kiedy Oz jest w Kansas i pracuje w cyrku, było kręcone tak jak stary film, w rozdzielczości 3:4 i w szarych (albo bardziej brązowych) barwach, zaś gdy magik trafia do krainy Oz, obraz zmienia się na panoramiczny i nabiera przepięknych barw, bo trzeba przyznać, że kolorystycznie film może nie zachwyca, ale robi wrażenie (gdzieś czytałam, że jest to ‘uczta dla zmysłów’, to może jest zbyt wygórowane określenie, ale na pewno jest to przyjemność dla oka). Ogólnie kostiumy i charakteryzacja były ciekawe, ale nie wyróżniały się aż nadto, na tle innych tego typu produkcji. Szczególnie zawiedziona byłam sukniami wiedźm, spodziewałam się czegoś dużo lepszego (chyba jedynie suknia bohaterki granej przez Rachel Weisz jak to się ładnie mówi ‘dawała radę’).

Evanora, czyli jak zwykle bardzo dobra Rachel Weisz.

Jak już wspomniałam nie przepadam za Jamesem Franco, po prostu ostatnio wszędzie go za dużo i mimo różnorodności wybieranych przez niego ról, to jakoś dalej nie potrafię się do niego przekonać. Jako Oz też niespecjalnie zyskał moją sympatię, nie przeszkadzał mi, ale i nie oczarował, był mi zupełnie obojętny, a to chyba gorsze niż gdyby mnie strasznie irytował. W końcu grał głównego bohatera, był przez prawie 80% trwania filmu na ekranie, a mimo to jakoś tak ciężko było mi zapamiętać sceny, w których zrobił na mnie wrażenie, może też dlatego że nie przepadam za typem bohatera, którego odgrywał. Jeżeli chodzi o aktorki, to najbardziej podobała mi się Rachel Weisz, bo i chyba jej rola była najciekawsza, przynajmniej z początku. Aktorka bardzo ciekawie dobiera projekty i z większości wychodzi obronną ręką. Mila Kunis i Michelle Williams też stworzyły ciekawe kreacje aktorskie, ale raczej nie zachwyciły. I to chyba nie ich wina, bo ogólnie postacie czarownic były w tym filmie najciekawsze, ale ich potencjał został zupełnie nie wykorzystany. Zamiast w kilku zdaniach wspomnieć o ich rywalizacji o władzę i szukaniu w swoim gronie tej ‘wicked’, to twórcy mogli dopisać kilka scen i to w ciekawy sposób przedstawić. Zamiast tego jest sporo za długich, nie wnoszących zbyt wiele do historii scen, które może i zachwycają wizualnie, ale w bezsensowny sposób przeciągają film. Stąd momentami film się niepotrzebnie dłuży, a przede wszystkim strasznie nuży.



Oz the Great and Powerful jest przyjemną ‘bajuchą’, bardzo ładną wizualnie, ale nie jest to ani film wybitny, ani świetny aktorsko, ani fabularnie, takie dobre kino familijne. Nie żałuję, że poszłam na niego do kina, ale nic by się również nie stało gdybym nie poszła. Na koniec chciałam wspomnieć o bardzo ładnej czołówce filmu i animowanym logo Disneya w 3D, które zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie.  
        

2 komentarze:

  1. A ja się wybieram, bo mimo że fanką nie jestem, to szalenie podobała mi się książka "Wicked" choć podejrzewam, że historia wiedźm i tak jest w tym filmie "złagodzona" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja książki nie czytałam, ale chyba teraz przeczytam. Jak dla mnie historia czarownic była bardzo ciekawa, czy 'złagodzona' nie wiem, ale na pewno nie do końca wykorzystano jej potencjał. A szkoda, bo jak się ma takie trzy dobre aktorki, to szkoda nie zatrzymać ich dłużej na ekranie...

      Usuń