Nie czekałam na ten film, bo fanka Dorotki ani
Czarnoksiężnika z Oz ze mnie żadna, zwiastun też mnie nie zachwycił, a i za
Jamesem Franco nie przepadam, ale tak jakoś wyszło, że wylądowałam w kinie na
filmie reżysera trzech Spider-man’ów, za którymi również średnio przepadam. Nie
wiem co sprawiło, że znalazłam się na sali kinowej, ale mimo mojej niechęci i
nikłej znajomości historii krainy Oz, powtarzałam sobie, że będzie dobrze, bo
damska część obsady jest świetna. Niestety było tak sobie. Bo cóż, film bardzo
dobry to nie jest, momentami się dłuży i irytuje, ale jeżeli go rozpatrywać w
kategorii ‘bajuchy’ (tak ja mam swoją dziwną kategorię filmową, do której
lądują filmy tzw. familijne, bądź fantasy przeznaczone dla dzieci czy młodszej
młodzieży, ale z oglądania których dużo radochy mogą mieć też dorośli), to Oz
The Great and Powerful, to bardzo udana ‘bajucha’.
Głównym bohaterem opowieści jest cyrkowy magik o pseudonimie
artystycznym Oz. Nie jest to mężczyzna prawy i szlachetny, wręcz przeciwnie to
oszust i kanciarz. Mężczyzna marzy o wielkości i sławie, jednak nie podejmuje
żadnych kroków by zmienić swoje postępowanie i osiągnąć coś w życiu. Pewnego
dnia, przedziwnym zbiegiem okoliczności, mężczyzna trafia do krainy Oz
dręczonej przez złą czarownicę. Okazuje się, że nasz główny bohater, jak głosi
przepowiednia, ma uratować magiczną krainę przed ową złą wiedźmą. Są jednak dwa
problemy. Pierwszy to ten, że nikt nie wie kto jest tą 'wicked witch', a drugi
problem, w praktyce malutki szczegół, to taki, że przepowiednia mówiła o
wielkim i potężnym czarnoksiężniku, a cóż, naszemu bohaterowi daleko do takiego.
Z racji tego, że nie jestem zupełnie obeznana z historią
Czarnoksiężnika z Oz, nie czytałam nigdy książki, nie pamiętam przygód Dorotki
(na pewno widziałam jakiś film, ale było to bardzo dawno temu) nie znam również
musicalu Wicked, dlatego moje wywody odnoszą się tylko do tego filmu, jako
oddzielnego tworu, a nie filmu bazującego na znanej historii.
Theodora (wiedźma współczesna bo bez sukni, ale za to w kapeluszu) i Oz. |
Na początek wypadałoby właśnie odnieść się do fabuły
przedstawionej w filmie. Jako, że z założenia miał to być film taki bardziej
familijny, dla dzieci, to historia jest trochę naiwna, przepełniona scenami w
stylu ‘to nie mogło się udać, ale jednak się udało, bo w końcu bohater ma
czyste serce, ale jeszcze sam do końca o tym nie wie’, a na koniec filmu mamy
oczywiście morał i możemy cieszyć się z triumfu dobra nad złem. Jeżeli
przyzwyczaimy się do tej konwencji, w końcu to taka bajka, to można się
wciągnąć trochę bardziej w opowiadaną historię. Bo wydaje mi się, że bardziej
ciekawy od wątku przemiany głównego bohatera z człowieka krnąbrnego, w
człowieka o dobrym sercu, jest wątek trzech wiedźm. Podobał mi się element
dezorientacji, bo na początku nikt nam nie mówi, że ta jest złą wiedźmą, a ta
jest dobrą. Dopiero gdzieś w połowie filmu dostajemy rozwiązanie tej zagadki i
odpowiedź wcale nie jest aż taka oczywista. Zresztą z tego co wyczytałam w
Internecie (uwielbiam tumblr), do samej premiery nie było wiadome, która z
trzech jest tą ‘wicked witch’, zieloną, paskudną wiedźmą, w szpiczastym
kapeluszu, którą rodzice mogą straszyć swoje dzieci. Jednak gdyby się tak lepiej
przyjrzeć to można wywnioskować, która z pań nie jest szczera wobec reszty, ale
więcej nie mówię by nie spojlerować.
Glinda, dla mniej najmniej interesująca spośród trzech czarownic. |
Wizualnie film jest bardzo ładny i mimo 3D, o dziwo obraz
nie jest rozmazany ani za ciemny. Podobał mi się pomysł, by wprowadzenie do historii,
czyli kiedy Oz jest w Kansas i pracuje w cyrku, było kręcone tak jak stary
film, w rozdzielczości 3:4 i w szarych (albo bardziej brązowych) barwach, zaś
gdy magik trafia do krainy Oz, obraz zmienia się na panoramiczny i nabiera
przepięknych barw, bo trzeba przyznać, że kolorystycznie film może nie
zachwyca, ale robi wrażenie (gdzieś czytałam, że jest to ‘uczta dla zmysłów’,
to może jest zbyt wygórowane określenie, ale na pewno jest to przyjemność dla
oka). Ogólnie kostiumy i charakteryzacja były ciekawe, ale nie wyróżniały się
aż nadto, na tle innych tego typu produkcji. Szczególnie zawiedziona byłam
sukniami wiedźm, spodziewałam się czegoś dużo lepszego (chyba jedynie suknia
bohaterki granej przez Rachel Weisz jak to się ładnie mówi ‘dawała radę’).
Evanora, czyli jak zwykle bardzo dobra Rachel Weisz. |
Jak już wspomniałam nie przepadam za Jamesem Franco, po
prostu ostatnio wszędzie go za dużo i mimo różnorodności wybieranych przez
niego ról, to jakoś dalej nie potrafię się do niego przekonać. Jako Oz też
niespecjalnie zyskał moją sympatię, nie przeszkadzał mi, ale i nie oczarował,
był mi zupełnie obojętny, a to chyba gorsze niż gdyby mnie strasznie irytował.
W końcu grał głównego bohatera, był przez prawie 80% trwania filmu na ekranie,
a mimo to jakoś tak ciężko było mi zapamiętać sceny, w których zrobił na mnie
wrażenie, może też dlatego że nie przepadam za typem bohatera, którego
odgrywał. Jeżeli chodzi o aktorki, to najbardziej podobała mi się Rachel Weisz,
bo i chyba jej rola była najciekawsza, przynajmniej z początku. Aktorka bardzo
ciekawie dobiera projekty i z większości wychodzi obronną ręką. Mila Kunis i
Michelle Williams też stworzyły ciekawe kreacje aktorskie, ale raczej nie
zachwyciły. I to chyba nie ich wina, bo ogólnie postacie czarownic były w tym
filmie najciekawsze, ale ich potencjał został zupełnie nie wykorzystany.
Zamiast w kilku zdaniach wspomnieć o ich rywalizacji o władzę i szukaniu w
swoim gronie tej ‘wicked’, to twórcy mogli dopisać kilka scen i to w ciekawy
sposób przedstawić. Zamiast tego jest sporo za długich, nie wnoszących zbyt
wiele do historii scen, które może i zachwycają wizualnie, ale w bezsensowny
sposób przeciągają film. Stąd momentami film się niepotrzebnie dłuży, a przede
wszystkim strasznie nuży.
Oz the Great and Powerful jest przyjemną ‘bajuchą’, bardzo
ładną wizualnie, ale nie jest to ani film wybitny, ani świetny aktorsko, ani
fabularnie, takie dobre kino familijne. Nie żałuję, że poszłam na niego do
kina, ale nic by się również nie stało gdybym nie poszła. Na koniec chciałam
wspomnieć o bardzo ładnej czołówce filmu i animowanym logo Disneya w 3D, które
zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
A ja się wybieram, bo mimo że fanką nie jestem, to szalenie podobała mi się książka "Wicked" choć podejrzewam, że historia wiedźm i tak jest w tym filmie "złagodzona" :)
OdpowiedzUsuńJa książki nie czytałam, ale chyba teraz przeczytam. Jak dla mnie historia czarownic była bardzo ciekawa, czy 'złagodzona' nie wiem, ale na pewno nie do końca wykorzystano jej potencjał. A szkoda, bo jak się ma takie trzy dobre aktorki, to szkoda nie zatrzymać ich dłużej na ekranie...
Usuń