poniedziałek, 18 marca 2013

Zbiorowo (3), czyli filmy z kategorii młodzieżowe #2


Niestety nie da się ukryć, że od czasu do czasu lubię obejrzeć film przeznaczony dla młodzieży, mimo że już nie mieszczę się w tym przedziale wiekowym. Zaletą takich filmów jest ich lekkość i zupełny brak jakiejkolwiek zachęty dla widza, by choć przez chwilę włączyć myślenie. Po prostu włączamy play i przez następne półtorej godziny możemy przestać zbyt dużo myśleć, bo wszystko mamy podane na srebrnej tacy, a na dodatek, koniec końców dostajemy happy end (nie widziałam jeszcze żadnego teen drama bez happy endu). Od czasu do czasu lubię tak bezmyślnie coś obejrzeć i popatrzeć z jakimi problemami zmagają się amerykańskie nastolatki, co nie znaczy, że owych problemów nie można odnieść do otaczającej nas rzeczywistości.


The art of getting by (2011)
Natknęłam się w sklepie na DVD z filmem I stwierdziłam, czemu nie? Film opowiada o George’u, chłopaku z ostatniej klasy liceum, który niezbyt przykłada się do nauki. Jest outsiderem i jakoś nie potrafi znaleźć w swoim życiu sensu, nie widzi sensu w nauce, nie potrafi znaleźć sensu w swoim pragnieniu bycia artystą, a tak chyba w głębi duszy po prostu nie wierzy w siebie. Trwa to jednak do czasu, kiedy George pomaga Sally, znajomej ze szkolnych korytarzy, w wymiganiu się od kary. Nastolatki znajdują wspólny język i nie wiadomo kiedy stają się przyjaciółmi. Ale wiadomo jak to bywa, scenarzyści grają tu najstarszą z możliwych kart, czyli stwierdzeniem, że przyjaźń między kobietą, a mężczyzną, w tym przypadku dziewczyną, a chłopakiem, niestety nie zdaje egzaminu.

Nie spodziewałam się zbyt wiele po tym filmie, ale byłam zaskoczona, jak dobrze mi się go oglądało i jak dużo prostych ‘mądrości życiowych’ scenarzysta przemycił do filmu. Bohaterowie są tak napisani, że bez problemu można się z nimi identyfikować, może  nie w pełni, ale zapewne wiele osób zatracało sens w tym co robiło, albo szukając jakiegoś wsparcia w rodzicach, którzy z racji swojej pozycji powinni być wzorami do naśladowania, nie zostawało nawet wysłuchanymi. Freddie Highmore w roli George’a był momentami niezwykle irytujący, ale ostatecznie całkiem nieźle poradził sobie z tą rolą, zaś Emma Stone jak dla mnie była dość przeciętna, albo przeciętna była jej rola, a aktorka nie potrafiła dodać czegoś więcej od siebie, nie potrafię zdecydować.

Mimo wszystko film polecam. Nie jest to jakieś arcydzieło, ani nawet bardzo dobry film. Ot takie dobre kino młodzieżowe, które nadaje się do obejrzenia po ciężkim dniu, albo kiedy pogoda za oknem nie dopisuje.


The First Time (2012)
Nie ukrywam, że film mi się bardzo spodobał, ale chyba to za sprawą mojego uwielbienia dla Stiles’a, to znaczy Dylana O’Briena, bez którego Teen Wolf nie byłby aż tak dobrym serialem, jakim jest.

Jak można się domyśleć po tytule film opowiada o tym pierwszym razie. Dave i Aubrey spotykają się na imprezie, w trochę niecodziennych okolicznościach i bardzo szybko znajdują nić porozumienia. On jest w ostatniej klasie liceum, jest typem zdolnego ucznia, trzymającego się z dala od kłopotów, ona zaś pochodzi z dobrego domu, uchodzi za dziewczynę nader dojrzałą jak na swój wiek i posiada sporo starszego od siebie chłopaka. W pewnym momencie, Dave i Aubrey postanawiają razem przeżyć swój pierwszy raz.   

Jak widać fabuła filmu jest zupełnie niewymagająca, wydaje się, że z tego materiału nie da się nakręcić pełnometrażowego filmu, a jednak. Twórcy nie dość, że stworzyli z tego dobry film, to pokazali na ekranie historię niezwykle prawdziwą, historię która mogła się przytrafić każdemu. Do tego bardzo zręcznie zagrali humorem i dramatem, przez co film nie nudzi, a przez większą część bawi. Mnie najbardziej rozbawiła ta, no cóż, głupia niezręczność, która nie tylko ogarnęła bohaterów filmu, ale również mnie, jako widza. Dawno nie czułam się tak oglądając jakikolwiek film, bym zastanawiała się czy przypadkiem nie zasłonić oczu i czy to, że nie mogę powstrzymać śmiechu nie jest przypadkiem niezwykle nie na miejscu. Jeszcze wypadałoby wspomnieć o aktorach, którzy całkiem nieźle poradzili sobie z postawionymi przed nimi zdaniami, Dylan chyba trochę lepiej niż Britt Robertson, która dla mnie we wszystkim w czym gra, gra ciągle tę samą rolę, tylko imię ma inne.

Na poprawę humoru, to film idealny, a czas poświęcony na jego obejrzenie zapewne nie będzie czasem straconym, a przynajmniej dla mnie nie był.


Cyberbully (2011)
A na koniec film produkcji ABC Family, w roli głównej z gwiazdką Disneya. Film ten nie jest już taki lekki i przyjemny, gdyż porusza problem, o którym wszyscy wiedzą, ale jakoś nie widzą jak uchronić przed nim swoje dziecko. Napisałam, że film porusza problem, a dokładniej problem przemocy w Internecie i jej bezkarności, ale chyba nie do końca twórcy poradzili sobie z materiałem, który wzięli na warsztat, ale po kolei.

Główną bohaterką filmu jest Taylor, licealistka, która nie jest zbyt popularna w szkole, ale nie przejmuje się tym aż nadto gdyż ma wokół siebie przyjaciół. Na urodziny dostaje swojego laptopa i tu zaczyna się cała historia. Taylor zakłada konto na serwisie społecznościowym, czymś w stylu facebooka i pada ofiarą na początku niewinnego żartu. Ktoś włamuje się na jej konto i ustawia ‘brzydki’ status, a pod nim pojawiają się niemiłe komentarze dzieciaków ze szkoły. Niestety wyśmiewanie się i wytykanie palcami przenosi się również na szkolne korytarze. Gdy wydaje się, że cała sytuacja się normuje, chłopak, którego Taylor poznała w owym serwisie i któremu zaufała, zaczyna pisać o niej nieprzyjemne rzeczy, które sprawiają, że przemoc z Internetu przenosi się znów do świata rzeczywistego i dziewczyna zostaje tak zaszczuta i osamotniona, że nie ma siły już dłużej z tym walczyć.

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że kolejne sceny momentami się nie kleją, a zachowanie bohaterki jak i jej przyjaciółek niezwykle razi w oczy. Rozumiem, że to nastolatki, nastolatki, które znalazły się w niezwykle ciężkiej i nieprzyjemnej sytuacji, ale odrobina rozsądku i trzeźwego myślenia jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a tak bohaterki zachowują się jak dziewczynki z przedszkola. Wątek matki, która stara się pomóc córce, krzycząc na nią i karząc jej zamknąć konto w serwisie też jest trochę niedopracowany. Ale może taki był zamysł, w końcu to film dla nastolatek i chyba w pewnym stopniu dla ich rodziców, który miał nimi potrząsnąć i zapalić żółtą lampkę ostrzegawczą, ale jak dla mnie co najwyżej sprawił, że coś zaczęło dzwonić, ale dalej nikt nie wie, którym kościele.

Mimo tych wszystkich zgrzytów film oglądało mi się dobrze, ale to może dlatego, że lubię obejrzeć czasami taki film, z którego zdecydowanie wyrosłam. Jeżeli ktoś lubi takie telewizyjne filmy, podchodzące pod te produkcji Disneya, to pewnie skusi się żeby zobaczyć Cyberbully, innym nie polecam, bo dla nich będzie to zapewne strata czasu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz