Zastanawiałam się czy popełnić ten wpis, ale stwierdziłam,
że skoro założyłam bloga, to po to żeby od czasu do czasu się na nim
powywnętrzniać (nie istnieje takie słowo, no trudno przeżyję…) albo napisać o
czymś, o czym na uczelnianych korytarzach głupio jest na głos rozmawiać. Bo
niestety kiedy ma się już trochę wiosen na koncie, to do niektórych rzeczy,
które się ogląda jest się czasami trudno przyznać (chociaż jak się humor
poprawia, gdy okazuje się, że nie jest się jedyną osobą, która to ogląda). Moim
guilty pleasure jest serial produkowany przez stację ABC Family, a nosi tytuł
Pretty Little Liars. Nie czekam na jego kolejne odcinki, czasami porzucam jego
oglądanie, by potem połknąć na raz kilka odcinków, ale zawsze do niego wracam.
Dlaczego? Może dla rozwiązania zagadki, może dlatego, że twórcy już tak
namotali, że nikt nie ma pojęcia (chyba nawet oni sami nie wiedzą), jak to
wszystko się skończy, a może dlatego, że jest to serial lekki i przyjemny i
strasznie oderwany od rzeczywistości. Trzeba jednak przyznać, że finał trzeciej
serii był dziwny, dał odpowiedzi na kilka pytań, ale przy okazji wprowadził
masę innych wątpliwości, ale to było całkiem niezłe zamknięcie sezonu i
wprowadzenie do części czwartej, podobno ostatniej. Ale nie chcę w tej notce
pisać o ostatnim odcinku, tylko o serialu ogólnie i o tym jaki obraz nastolatek
kreuje, bo po krótkim zastanowieniu, to chyba właśnie to najbardziej fascynuje
w tym serialu.
Uwaga! Mogły się zakraść jakieś spojlery, ale chyba nic ważnego nie zdradziłam...
Głównymi bohaterkami serialu są cztery przyjaciółki: Aria,
Spencer, Emily i Hanna, licealistki (do tego stwierdzenia nawiążę za chwilę).
Ich przyjaciółka Alison zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach (a może nie? Ja
przynajmniej coraz bardziej w to wątpię), ale jej ciała nie odnaleziono. O ile
dobrze pamiętam (bo bardzo dawno temu widziałam pierwszy odcinek) to akcja
serialu rozpoczyna się od pogrzebu Alison, kiedy to w końcu policja znajduje
jej zwłoki. Ale przyjaciółki po pogrzebie dostają sms od
tajemniczej/tajemniczego ‘A.’, która(y) mówi, że w praktyce gra się dopiero
zaczyna. Cóż trzeba przyznać, że fabuła serialu jest ciekawa. Dziewczyny
dostają smsy od A., która(y) zna każdy ich sekret, każde nieostrożne zachowanie,
a przede wszystkim szantażuje je i zmusza do robienia okropnych rzeczy.
Oczywiście dziewczyny nie mogą nikomu powiedzieć, że są prześladowane przez owe
A., ponieważ wtedy ucierpią ich najbliżsi. Cóż rozwiązanie zagadki kim jest A.,
kto jej/ mu pomaga jest dużo bardziej intrygująca (przynajmniej dla mnie) niż
to kim była Plotkara (kolejne guilty pleasure, dobrze że już się skończyło). Tutaj
scenarzyści cały czas grają tą magiczną kartą, a więc pytaniem ‘Czy przypadkiem
A. to nie jest Alison?’, mimo że dali do zrozumienia (a już od ponad sezonu
wręcz odwrotnie), że dziewczyna nie żyje.
Czołówka serialu jest dość pomysłowa, no i piosenka The Pierces - Secret, pasuje tu idealnie. |
Nie chcę jednak nikogo zachęcać do oglądania serialu, bo nie
jest to rzecz, którą z uśmiechem na twarzy się poleca, ale im dalej się to
ogląda tym bardziej chce się dostać w końcu odpowiedź na ową zagadkę ‘Kim jest
A.?’. Niestety wydaje mi się, że scenarzyści zrobili to, co twórcy Gossip Girl,
a mianowicie, przegapili swój moment, by ze sceny, a w praktyce z ekranu, zejść
niepokonanym. Gdyby serial skończył się na tym sezonie, byłaby to chyba
najbardziej trafna długość tego serialu, w końcu ile można przeciągać tę grę z
A., a tak będzie czwarty sezon, a może i piąty, no bo jak można zabić kurę
znoszącą złote jajka. A szkoda, bo z każdym kolejnym odcinkiem scenarzyści
dostarczają nowych postaci, nowych wątków, nowych potencjalnych A., a tym samym
zabijają cały dynamizm serialu i tajemniczość gdzieś się rozwiewa. Bo czy nie
najciekawiej jest wtedy, kiedy to osoba z twojego najbliższego otoczenia nie
jest tym za kogo się podaje? Wiem, że z drugiej strony jest to okropne i w
realnym życiu wręcz straszne i przyprawia o dreszcze, ale akurat w serialu jest
to chyba nawet pożądane. A tak jest fura postaci, dużo zamieszania i w rezultacie
jest jakaś taka bezkształtna papka, którą gdy tylko się uformuje, to zaraz się
rozpada.
A. swoje groźby/wskazówki/polecenia przesyła w postaci smsów. |
Jednak nie o tym miała być ta notka, chociaż od momentu
kiedy zaczęłam ją pisać, zmieniała swój główny temat już kilka razy, stąd ten
chaos. Miało być o tym jaki obraz nastolatki kształtuje serial. Po pierwsze
dziewczyny są licealistkami, jak je poznajemy mają jakieś 15 lat (a może
jeszcze rok mniej, nieważne). Niestety jedynie w retrospekcjach, pokazujących
je rok wstecz, wyglądają jak nastolatki, bo już w teraźniejszości, to już jest
tragedia. Nie chodzi o to, że aktorki są brzydkie, wręcz przeciwnie są bardzo
ładne, ale niestety nastolatkami nie są, bo mają, jak to się ładnie mówi,
dwójkę z przodu. To sprawia, że ich postacie już na starcie będą wyglądać dużo
dojrzalej, ale kiedy dołożymy do tego modne ubrania, jak dla mnie w większości
niestosowne do szkoły, plus mocny makijaż i umalowane paznokcie, to dostajemy
wizerunek nastolatki. Tylko czy tak wyglądają współczesne nastolatki? Albo inaczej,
czy tak właśnie mają wyglądać współczesne nastolatki? Bo powiedzmy szczerze,
osoby starsze obejrzą serial i na tym zakończą, ale taka nastolatka będzie
chciała wyglądać tak jak bohaterki serialu, tylko czy taki wygląd jest
odpowiedni dla takiej piętnasto- czy szesnastolatki? Bo ja nie przypominam
sobie bym do szkoły chodziła w 10-centymetrowych szpilkach i miniówce, z
malutką torebką na ramieniu. Najgorsze jest jeszcze to, że w serialu rodzice
widzą jak ubierają się ich córki i wypuszczają je tak z domu. Rozumiem , że
jest to tylko serial, ale w jakimś stopniu wpływa na kształtowanie w głowie
takiej dziewczyny, nastolatki (może tylko podświadomie), jak powinna wyglądać.
A. jest wszędzie i wie wszystko... |
Drugą rzeczą jest to, że mamy to A., to niezwykle bezkarne
A., które doprowadza bohaterki serialu do granic wytrzymałości i pod względem
psychicznym i fizycznym. Wiem, że nastolatki są w stanie robić różne rzeczy,
rzeczy przerażające, ale czy mogą one ciągle uchodzić bezkarnie, umykać
policji, rodzicom, żyć w ciągłym kłamstwie? Czy naprawdę przez te trzy sezony (czyli
jakieś pewnie około dwa lata) można żyć będąc terroryzowanym przez kogoś, nie
mówiąc o tym nikomu. Czy da się żyć w takim napięciu, lęku o siebie i
najbliższych? Bo nie wiadomo czy A. nie spowoduje jakiegoś wypadku, nie podpali
czyjegoś domu, nie zepsuje hamulców w samochodzie, nie rozbije małżeństwa
rodziców jednej z bohaterek, czy nie weźmie noża i nie spróbuje zadźgać którejś
z nich. Wiem, że to jest fabuła serialu i na tym to wszystko się opiera, ale
dlatego twierdzę, że powinno się to już dawno zakończyć, bo ile można się nad
kimś znęcać!? Dorosła osoba tyle nie zniesie, a co dopiero zagubiona dziewczyna
mająca naście lat…
Ponarzekałam sobie i trochę mi ulżyło. Z drugiej jednak
strony, gdyby się tak dłużej zastanowić nad tym co napisałam, to rzeczy na
które narzekam, w praktyce przyciągają mnie przed ekran komputera, by zobaczyć
kolejny odcinek. Ale ja to już nie nastolatka… Fakt jednak jest taki, że to
właśnie te intrygi, nieobliczalność co zrobi A. (chociaż mimo wszystko
scenarzystom już powoli kończą się pomysły, bo A. zaczyna działać schematycznie
i często da się przewidzieć co zrobi) oraz moda sprawiają, że dalej oglądam ten
serial i wyśmiewam kolejne irracjonalne sytuacje, zdarzenia i zachowania
bohaterek, jak i dobór ich garderoby, czasami cudownych ubrań prosto z wybiegu,
ale raczej nie prosto do szkoły. Moja podświadomość jednak mówi mi, że przykładem
bohaterek serialu, powinnam zainwestować w różowe szpilki, bo profesorowie będą
zachwyceni jak wparaduję w nich na ich zajęcia, oczywiście jak najpierw
przeżyję w nich podróż autobusem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz