Długo zbierałam się do obejrzenia tego filmu, szczególnie,
że moja kochana rodzicielka stwierdziła, że film jest nudny. Ilekroć pada z jej
ust to stwierdzenie pod adresem jakiegoś filmu, to obejrzenie go ciągle
odkładam na później. Po obejrzeniu Samotnego Mężczyzny naszła mnie jednak taka
mała refleksja, że kończę z przywiązywaniem dużej wagi do słowa ‘nudny’
wypowiadanego przez moją rodzicielkę, gdyż za dużo razy się w ten sposób
nacięłam i za dużo dobrych filmów z tego powodu obejrzałam ze zbyt dużym
opóźnieniem. Od teraz kiedy usłyszę ‘nudny’ od razu klikam play na odtwarzaczu,
by sprawdzić czy ów film jest na pewno ‘nudny’. Bo teraz żałuję, że Samotnego
Mężczyzny nie widziałam wcześniej, gdyż dawno nie widziałam tak wzruszającego,
pięknego wizualnie i muzycznie filmu.
A Single Man pokazuje dzień z życia profesora George’a Falconera.
Mężczyzna nie może pogodzić się ze stratą swojego ukochanego, który zginął w
wypadku samochodowym. Bez Jima życie Georga straciło jakikolwiek sens i
mężczyzna postanawia ukrócić swoje cierpienie. Jak się okazuje odebranie sobie
życia nie jest takie proste jak mogło się z początku wydawać, nie wtedy, kiedy
wszystko na przekór tobie mówi Ci żebyś żył.
Dla mnie historia opowiedziana w filmie jest jedną z tych,
przy których ciężko jest nie uronić łzy. Uronić łzy nad straconą miłością, nad
wszechogarniającą bezsilnością po utracie ukochanej osoby, nad uczuciem
samotności i tym okropnym uczuciem, że już nikomu nie jest się potrzebnym i już
się nikomu nie będzie potrzebnym. Ciężko jest też nie zapłakać, gdy los tak
strasznie drwi z człowieka, który gdy został sam, pogubił się. Zapomniał jak to
jest żyć, zapomniał, że oprócz ukochanej osoby, którą stracił miał też
przyjaciół i nie zastanowił się, że może oni potrzebują jego. Najciężej jednak
jest nie płakać (tak, nie tylko uronić łzę, a płakać) kiedy dosięga nas ironia
losu, która wszystko robi na opak, wszystko na przekór. I w całej tej historii
to nie samotność jest tą najbardziej przerażającą, a ta przekorność losu (życia?),
która pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy myślimy, że wszystko
już będzie dobrze. Dzięki temu film ten niezwykle wzrusza, ale jest też swego rodzaju
lekcją życia.
Film jest przepiękny wizualnie. Oglądając go miałam
wrażenie, że przy grubo ponad połowie scen można by zatrzymać film i mieć
niezwykle klimatyczne zdjęcia. Stroje, wnętrza domów i auta, wszystko to
tworzyło zgrany obrazek. Ale nie ma się czemu dziwić kiedy za kamerą stanął Tom
Ford, kreator mody, którego wyczucie smaku i estetyki widać prawie w każdym
kadrze. Do tego trzeba dołożyć przepiękną muzykę Abla Korzeniowskiego. Ścieżka
dźwiękowa grała mi jeszcze długo po skończonym seansie i znów potrafiła wzruszyć
do łez.
Głównego bohatera gra Colin Firth, który stworzył w tym
filmie świetną kreację aktorską. Jego postać, elegancki, inteligentny człowiek,
który miał już wszystko poukładane, nagle traci swojego ukochanego i
jednocześnie traci wszystko. Zostaje sam ze swoją samotnością i nie potrafi
przyjąć pomocy od innych, ani nie dostrzega tych małych, pozytywnych rzeczy jakie
rzuca mu pod nogi los. Firth na ekranie jest niezwykle autentyczny i chyba dużo
bardziej wolę go w takich rolach, niż w komediowych. Poza tym garderoba z
tamtych lat mu niezwykle służy, a przede wszystkim te, trochę hipsterskie
okulary. Reszta aktorów, mimo że pokazywała się jedynie w drugim planie, wcale
nie została w tle. Julianne Moore w roli kobiety porzuconej i samotnej
próbującej za wszelką cenę znów czerpać z życia garściami i Nicholas Hoult, jako
zagubiony student, szukający swojej tożsamości i jako jedyny dostrzegający
problemy profesora, wypadają bardzo dobrze. Szkoda, że Matthew Goode miał tak
mało scen do zagrania, bo zawsze miło jest popatrzeć na tego aktora.
Dziś wpis krótszy niż zwykle, ale Samotny mężczyzna to film,
który świetnie się ogląda (trzeba mieć tylko zapas chusteczek), ale trudno o
nim napisać coś więcej nie wychwalając go na każdym kroku lub nie wchodząc w
pisanie jakichś życiowych refleksji, które zapewne każdy będzie miał inne lub
już je ma po seansie tego filmu. Tym którzy nie widzieli zdecydowanie polecam
obejrzeć, bo jest to uczta dla oka, ucha, a może i dla duszy (?).
Koniecznie muszę obejrzeć! Jestem bardzo ciekawa kreacji Julianne Moore, która podobno wypadła świetnie!
OdpowiedzUsuńJulianne Moore gra i wygląda świetnie w tym filmie, ale to Colin Firth kradnie film, w końcu to on gra główną rolę ;)
Usuń