sobota, 25 kwietnia 2015

The Color of Money, czyli Fast Eddie Felson po raz drugi

Jeżeli myślicie, że moje chwilowe uwielbienie dla brytyjskich dram, sprawiło że zapomniałam o moim małym, długoterminowym wyzwaniu obejrzenia całej filmografii Paula Newmana, to jesteście w błędzie. Nie tak dawno udało mi się w końcu zobaczyć The Color of Money, film ciekawy z kilku względów. Po pierwsze jest to film, który opowiada dalsze losy głównego bohatera filmu Bilardzista, w którego to postać wcielał się wtedy Newman i którego zgodził się zagrać znowu, po 25 latach. Po drugie, jest to chyba jeden z mniej znanych i uznanych filmów Martina Scorsese. A po trzecie, jest to film, za który Newman dostał w końcu Nagrodę Akademii, ale szczerze mówiąc chyba należała mu się już wcześniej...

The Color of Money opowiada dalsze losy Eddiego Felsona, który porzucił grę w bilard oraz bilardowe oszustwa na rzecz prowadzenia własnego, uczciwego biznesu. Jednak pewnego dnia, kiedy Eddie widzi przy stole bilardowym młodego, zarozumiałego chłopaka - Vincenta, który pokonuje wszystkich po kolei, postanawia wrócić do życia które dawno porzucił. Staje się mentorem Vincenta i wraz z jego dziewczyną wyrusza w podróż po bilardowych zakątkach Stanów, przy okazji przypominając sobie swoje wzloty i upadki z czasów młodości.

The Color of Money może nie jest filmem wybitnym, ale to bardzo dobrze nakręcony kawałek kina. W końcu to film, który wyszedł spod ręki Martina Scorsese. Wydaje mi się, że na wyróżnienie zasługują dwie rzeczy. Po pierwsze tempo prowadzenia historii było w punkt, a także nie ma w tym filmie marnotrawienia czasu na niepotrzebne sceny. Każda scena ma znaczenie, czy to dla rozwoju dalszej akcji, czy to dla poznania motywacji bohatera. Po drugie zaś, kiedy zaczyna się wydawać, że wiemy jak postąpi bohater, albo jak skończy się dane zdarzenie, okazuje się, że zupełnie nie trafiliśmy z naszymi przypuszczeniami. Bardzo mi się podobał ten element zaskoczenia i subtelnej gry z widzem. Szczególnie ten zabieg rzuca się w oczy podczas sceny, w której Felson gra z młodym bilardzistą, granym przez Foresta Whitakera. Zresztą to scena, w której w końcu Felson zrzuca maskę i dlatego jest to jedna z moich ulubionych scen w tym filmie.



Z jednej strony The Color of Money to niejako kontynuacja Bilardzisty, z drugiej jednak strony, to zupełnie inny film od tego z 1961 roku, zupełnie inna historia, ale ten sam bohater. Bohater, który ruszył dalej, zmądrzał, ale nie wyplenił w sobie miłości do bilardu i małego, niewinnego oszustwa. Przede wszystkim jednak nauczył się w końcu zimnej kalkulacji i kontroli, kiedy wymaga tego sytuacja. Jak można się domyśleć Vincent jest zupełnym przeciwieństwem Felsona, a łączy ich jedynie miłość do bilarda, no i umiejętności gry. Kontrast między tymi dwoma bohaterami jest ogromny, ale ten kontrast powoduje, że chcemy wiedzieć jak skończy się współpraca tych dwóch żywiołów. A muszę przyznać, że mi patrzenie na tych dwóch przyniosło wiele frajdy, bo czego nie można odmówić The Color of Money, to całkiem ciekawych scen humorystycznych.



Oczywiście The Color of Money nie byłby tak dobrym filmem, gdyby nie dwójka idealnie dobranych do swoich ról aktorów. Paul Newman świetnie gra dojrzałą wersję swojej postaci z Bilardzisty. To musiało być dla Newmana ciekawe wyzwanie aktorskie – zagrać po tylu latach tę samą postać, w praktyce postać która postarzała się o tyle lat co sam aktor. Newman gra Felsona z ogromną charyzmą i szczerze mówiąc ciężko oderwać od niego wzrok. Co mogłoby się czasami wydawać trudną sztuką, gdyż Tom Cruise w roli Vincenta dwoi się i troi na ekranie. I nie chodzi tu o jakieś cudowne środki aktorskie jakich używa Cruise, ale o to że jego bohater jest zdecydowanie lekko nadpobudliwy. Co jest w tym wszystkim najzabawniejsze, to że jest jedna scena, w której Cruise 'biega' wokół stołu bilardowego, macha kijem, wbija bile w widowiskowy sposób, rzuca śmieszne teksty do swoich przeciwników i zmienia wyraz twarzy jakieś sto razy na minutę, ale kiedy kamera pokazuje Newmana, który 'tylko' siedzi na krześle i wpatruje się w młodego Vincenta, to szczerze mówiąc, Newman wyraża więcej emocji i pokazuje widzowi charakter swojego bohatera dużo wyraźniej niż nadpobudliwy Cruise. Cóż, nie każdy aktor potrafi siedząc i nic nie mówiąc zbudować taki nastrój i wyrazić tyle emocji, co inni przez cały film. Może właśnie za to Akademia w końcu stwierdziła, że Newmanowi należy się Oscar.



Nie będę Was namawiać do obejrzenia The Color of Money, ale napiszę tylko tyle: jeżeli chcecie obejrzeć dobry film, to ten film razem z The Hustler powinien się znaleźć na Waszej liście filmów 'do obejrzenia'.


2 komentarze:

  1. Oglądałam lata temu i bardzo pozytywnie wspominam, chociaż Newman ma na koncie TAKIE filmy, że w pierwszej kolejności pewnie polecałabym inne pozycje, ale ten też fajny - muszę sobie odświeżyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądam filmy z Newmanem w zupełnie przypadkowej kolejności, na zasadzie jaki mi wpadnie w ręce, taki obejrzę ;)

      Usuń