środa, 12 grudnia 2012

Z Torunia do Seattle daleka droga, oj bardzo daleka, czyli słów kilka o Lekarzach

Plakat ładny, tylko co dalej?

Dawno, ale to bardzo dawno temu nie skusiłam się na obejrzenie polskiego serialu w całości. Muszę przyznać, że od czasu kiedy jako jeszcze bardzo młoda osóbka obejrzałam Ekstradycję i Sforę, a potem nie wyobrażałam sobie wtorkowego wieczoru bez Magdy M, to żaden polski serial nie zaskarbił sobie na tyle mojej sympatii bym z chęcią do niego wróciła. Jeżeli już, to kończyło się na obejrzeniu kilku odcinków kolejnego sezonu jakiegoś serialu produkcji TVN (no dobrze, obejrzałam całe dwa sezony Przepisu na życie, jednak kolejne transze już mnie jakoś nie przyciągnęły przed ekran telewizora/komputera), gdyż ramówki innych stacji nie sprawiły by przez moja głowę przemknęła choćby najkrótsza myśl, by obejrzeć pilot proponowanego przez nich serialu. I tak, przypadkiem trafiłam w Internecie na zwiastun serialu Lekarze i ze złośliwym uśmiechem na twarzy postanowiłam obejrzeć pilot tego jakże nowatorskiego, polskiego medycznego serialu. Niestety w pilotażowym odcinku nowatorstwa nie ma, wręcz przeciwnie jest koszmarnie nudna i ciągnąca się niemiłosiernie fabuła, która sprawiła, że kilka razy patrzyłam na zegarek i przecierałam oczy ze zdumienia gdy okazało się, że minęło dopiero 20 minut, a ja czułam jakby minęła cała wieczność. Nigdy nie skusiłabym się na obejrzenie drugiego odcinka gdyby nie moja kochana rodzicielka, która przekonywała mnie, że serial się rozkręca i żebym dała mu szansę. Niestety, jak to w przypadku gdy rodzicielka przekonuje mnie, że coś będzie dobre, to okazuje się dobre, w tym przypadku jak na polskie standardy Lekarze okazali się przyzwoici, a nawet dobrzy niestety jednak do połowy sezonu, potem już wszystko się posypało… Ale po kolei.

Główną bohaterką serialu jest Alicja Szymańska (Magdalena Różdżka), pani chirurg, która marzy o specjalizacji z transplantologii. Niestety na drodze do spełnienia marzeń staje jej partner życiowy, ordynator chirurgii (Piotr Polk) w szpitalu na Lindleya, w którym to szpitalu Alicja pracuje i stara się o ową specjalizację. Seria niefortunnych, a może w końcu i fortunnych zdarzeń sprawia, że nasza bohaterka dostaje pracę w toruńskim szpitalu i ma szansę starać się o miejsce na wymarzonej specjalizacji. Musi jednak okazać się lepszym lekarzem od dr Ordy (Wojciech Zieliński) i przekonać do siebie ordynatora chirurgii, dr Jasińskiego (świetny w tej roli Jacek Koman), który uważa, że baba chirurg to ani chirurg, ani baba. Oczywiście nasza bohaterka znajduje w nowym miejscu pracy nową przyjaciółkę w osobie siostry oddziałowej (Katarzyna Bujakiewicz) jak i nowego przyjaciela – lekarza lubującego się w medycynie niekonwencjonalnej, niesamowicie sympatycznego Jivana (Marcin Perchuć). Jak to w takich serialach bywa, na złamane serce los zsyła naszej bohaterce ukojenie w postaci przystojnego pana chirurga Maksa Kellera (Paweł Małaszyński).

Wszystko wygląda bardzo profesjonalnie, a dr Jasiński to bardzo dobry ordynator chirurgii.

Wszystko byłoby fajnie i dobrze, ale fabuła jest niezwykle wtórna (od razu w głowie włącza się mała żaróweczka i krzyczy ‘Już to oglądaliśmy!’), szczególnie jeżeli chodzi o porównanie Lekarzy do Chirurgów. Chciałabym się wypowiedzieć o Lekarzach, próbując nie porównywać ich do amerykańskich seriali medycznych, ale nie potrafię, bo jeżeli ktoś bierze się za robienie serialu o lekarzach, to musi wiedzieć, że ludzie już niejedno na ekranie swojego telewizora widzieli i nie tak łatwo jest im sprzedać byle co. Bo na pewno wielu ludzi skusiło się na Lekarzy tak jak ja, z pewnego rodzaju miłości (może to za duże słowo) do seriali medycznych. Jest to taki gatunek serialu, gdzie można wcisnąć dosłownie wszystko, opierając się na przykładzie Chirurgów – dosłownie wszystko: począwszy od zapadającej się jezdni w środku miasta, przez strzelaninę w szpitalu, topienie się głównej bohaterki, niezwykle ciekawe przypadki medyczne (często spowodowane ludzką głupotą, albo straszną tragedią) po katastrofę samolotową i jej następstwa. Do tego trzeba dodać romanse, dramaty, dużo dramatów głównych bohaterów, perypetie stażystów i rezydentów oraz wiele ciekawych scen dziejących się na sali operacyjnej. Podsumowując, oglądając serial medyczny, już z definicji nie powinniśmy się nudzić, a antenowy czas 42 minut powinien nam zlecieć niewiadomo kiedy. Niestety Lekarze nie stanęli na wysokości zadania, a próby utrzymania poziomu serialu można narysować na wykresie za pomocą sinusoidy, już jest dobrze, ale za chwilę jest źle, a potem sięgamy poziomu ‘-1’. Dlaczego tak narzekam? Już tłumaczę.

Po pierwsze bohaterowie. Tak, są niezwykle sympatyczni, tak, da się ich lubić, ale tu nie chodzi o lubienie. Widz powinien zobaczyć na ekranie lekarzy, ludzi którym by zaufał, a nie ciągle uśmiechających się ludzi, którzy wydają mu się sympatyczni. Co gorsza wszyscy pokazani nam na ekranie bohaterowie są bardzo wtórni, już gdzieś ich widzieliśmy i każdemu spokojnie możemy przypiąć jakąś etykietkę. Nie chodzi o grę aktorską, a raczej o to jak owi bohaterowie są napisani. Wydaje mi się, że ciągle ich widzimy na ekranie, ale wcale ich nie znamy, a mimo to potrafimy przewidzieć ich następny krok (taki paradoks). I tu pojawia się następny zarzut. Serial, a szczególnie zachowanie bohaterów niczym nas nie zaskakuje, czasami możemy spokojnie przewidzieć wydarzenia na następne 10-15 minut. Wtedy włącza się od razu odruch sprawdzania godziny i czekania kiedy w końcu bohaterowie dojdą do przez nas wyciągniętych wniosków i w końcu skończą tę farsę. Tu należy wspomnieć, że serialowi brakuje momentami tempa i świeżości. Niektóre sceny wręcz dłużą się niemiłosiernie, a gdy chcielibyśmy rozwinięcia jakiejś innej sceny to zaraz otrzymujemy zmianę scenerii. Wiem, że nie można mieć wszystkiego i serial, ten jak i każdy inny, rządzi się swoimi prawami, ale momentami te urywane sceny były wręcz irytujące.

Lekarze sympatyczni i ładni, pani dyrektor (Danuta Stenka) również. Czego chcieć więcej?

Teraz nastąpi ode mnie wielka złośliwość, za którą urażonych przepraszam. Lekarze to serial medyczny, jeżeli by się ktoś nie zorientował, tak, to serial medyczny, a nie dziejący się jedynie w murach przepięknego, przestrzennego, wręcz sterylnego szpitala (żeby każdy tak wyglądał!). Co mnie bolało i irytowało, to że w serialu medycznym, w większości odcinków najważniejsze było życie miłosne bohaterki oraz następnie jej dramat rodzinny, a dopiero potem, gdzieś dalej, dalej, przypadek medyczny. Wydaje mi się, że ze wszystkich wyżej wymienionych niedociągnięć w serialu, to kłuło najbardziej w oczy. Bo po serialu medycznym spodziewamy się po pierwsze ciekawego przypadku medycznego, a po drugie że będziemy mogli śledzić po kolei co się dzieje z pacjentem. Chodzi mi o to, że powinien być początek historii pacjenta, rozwinięcie i zakończenie, a w Lekarzach często brak było zakończenia. Ktoś przyszedł do szpitala, jakoś go zaczęli leczyć, ostatecznie biorąc go na salę operacyjną, a potem nic, nie ma zakończenia. Takich historii, które doczekały się swojego końca można policzyć na palcach u jednej ręki, a przecież transza miała odcinków trzynaście, a często w odcinku leczono więcej niż jednego pacjenta. Bilans wychodzi marny. Wbijając twórcom szpilę do końca, wspomnę jeszcze o tym co działo się na sali operacyjnej. Jeżeli ktoś oglądał Chirurgów to wie, ze najciekawsze rzeczy, rozmowy, dramaty często działy się właśnie podczas operacji, gdy lekarze próbowali się choć na chwilę zrelaksować w tej jakże stresującej chwili (trwającej często kilka godzin), albo komuś uprzykrzyć życie. W Lekarzach i owszem były sceny na sali operacyjnej, ale dramaty, czy ‘śmieszne’ dialogi, które się tam rozgrywały, wcale nie sprawiały że z zapartym tchem czekałam na to co będzie dalej, albo żebym się śmiała do łez.

Nasuwa się pytanie dlaczego obejrzałam całą transzę skoro nie zostawiłam suchej nitki na serialu, a co gorsza zapewne obejrzę kolejną odsłonę Lekarzy. Dlatego, że to serial polski i miło jest czasami obejrzeć coś, gdzie mówią po polsku. Po drugie nie jest to serial zły, jak na polski rynek, jest to serial przyzwoity, który w pierwszym sezonie miał wiele potknięć, ale wierzę że w kolejnym je wyeliminuje i będzie się go oglądać jeszcze lepiej. Po trzecie, jak to w serialu TVN, można sobie popatrzeć na wypięknione polskie realia, gdzie wszystko jest czyste, problemy same się rozwiązują, a bohaterowie są ładnie wystylizowani, zaś w tle gra dobra muzyka. Mimo, że często mam deja vu oglądając Lekarzy, bo sporo wątków przypomina mi te z Chirurgów, to zdecydowanie dam im drugą szansę i obejrzę kolejne odcinki, bo mam nadzieję, że Lekarze się poprawią, nabiorą oryginalności i staną się dobrym serialem medycznym, a nie tylko miernym odpowiednikiem amerykańskich produkcji.          
         

1 komentarz:

  1. I właśnie dlatego nie oglądam polskich seriali silących się na zachodni styl- bo tu są inne realia i to zawsze będzie gryźć w oczy. Plus pamiętam, że nawet spot reklamowy, był tak ostentacyjnie ściągnięty z "Chirurgów", że nawet nazwa miała bardzo podobny napis;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń