niedziela, 24 marca 2013

Każdy z nas jest mniej lub bardziej samotny, czyli A Single Man


Długo zbierałam się do obejrzenia tego filmu, szczególnie, że moja kochana rodzicielka stwierdziła, że film jest nudny. Ilekroć pada z jej ust to stwierdzenie pod adresem jakiegoś filmu, to obejrzenie go ciągle odkładam na później. Po obejrzeniu Samotnego Mężczyzny naszła mnie jednak taka mała refleksja, że kończę z przywiązywaniem dużej wagi do słowa ‘nudny’ wypowiadanego przez moją rodzicielkę, gdyż za dużo razy się w ten sposób nacięłam i za dużo dobrych filmów z tego powodu obejrzałam ze zbyt dużym opóźnieniem. Od teraz kiedy usłyszę ‘nudny’ od razu klikam play na odtwarzaczu, by sprawdzić czy ów film jest na pewno ‘nudny’. Bo teraz żałuję, że Samotnego Mężczyzny nie widziałam wcześniej, gdyż dawno nie widziałam tak wzruszającego, pięknego wizualnie i muzycznie filmu.

A Single Man pokazuje dzień z życia profesora George’a Falconera. Mężczyzna nie może pogodzić się ze stratą swojego ukochanego, który zginął w wypadku samochodowym. Bez Jima życie Georga straciło jakikolwiek sens i mężczyzna postanawia ukrócić swoje cierpienie. Jak się okazuje odebranie sobie życia nie jest takie proste jak mogło się z początku wydawać, nie wtedy, kiedy wszystko na przekór tobie mówi Ci żebyś żył.

Dla mnie historia opowiedziana w filmie jest jedną z tych, przy których ciężko jest nie uronić łzy. Uronić łzy nad straconą miłością, nad wszechogarniającą bezsilnością po utracie ukochanej osoby, nad uczuciem samotności i tym okropnym uczuciem, że już nikomu nie jest się potrzebnym i już się nikomu nie będzie potrzebnym. Ciężko jest też nie zapłakać, gdy los tak strasznie drwi z człowieka, który gdy został sam, pogubił się. Zapomniał jak to jest żyć, zapomniał, że oprócz ukochanej osoby, którą stracił miał też przyjaciół i nie zastanowił się, że może oni potrzebują jego. Najciężej jednak jest nie płakać (tak, nie tylko uronić łzę, a płakać) kiedy dosięga nas ironia losu, która wszystko robi na opak, wszystko na przekór. I w całej tej historii to nie samotność jest tą najbardziej przerażającą, a ta przekorność losu (życia?), która pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy myślimy, że wszystko już będzie dobrze. Dzięki temu film ten niezwykle wzrusza, ale jest też swego rodzaju lekcją życia.



Film jest przepiękny wizualnie. Oglądając go miałam wrażenie, że przy grubo ponad połowie scen można by zatrzymać film i mieć niezwykle klimatyczne zdjęcia. Stroje, wnętrza domów i auta, wszystko to tworzyło zgrany obrazek. Ale nie ma się czemu dziwić kiedy za kamerą stanął Tom Ford, kreator mody, którego wyczucie smaku i estetyki widać prawie w każdym kadrze. Do tego trzeba dołożyć przepiękną muzykę Abla Korzeniowskiego. Ścieżka dźwiękowa grała mi jeszcze długo po skończonym seansie i znów potrafiła wzruszyć do łez.

Głównego bohatera gra Colin Firth, który stworzył w tym filmie świetną kreację aktorską. Jego postać, elegancki, inteligentny człowiek, który miał już wszystko poukładane, nagle traci swojego ukochanego i jednocześnie traci wszystko. Zostaje sam ze swoją samotnością i nie potrafi przyjąć pomocy od innych, ani nie dostrzega tych małych, pozytywnych rzeczy jakie rzuca mu pod nogi los. Firth na ekranie jest niezwykle autentyczny i chyba dużo bardziej wolę go w takich rolach, niż w komediowych. Poza tym garderoba z tamtych lat mu niezwykle służy, a przede wszystkim te, trochę hipsterskie okulary. Reszta aktorów, mimo że pokazywała się jedynie w drugim planie, wcale nie została w tle. Julianne Moore w roli kobiety porzuconej i samotnej próbującej za wszelką cenę znów czerpać z życia garściami i Nicholas Hoult, jako zagubiony student, szukający swojej tożsamości i jako jedyny dostrzegający problemy profesora, wypadają bardzo dobrze. Szkoda, że Matthew Goode miał tak mało scen do zagrania, bo zawsze miło jest popatrzeć na tego aktora.



Dziś wpis krótszy niż zwykle, ale Samotny mężczyzna to film, który świetnie się ogląda (trzeba mieć tylko zapas chusteczek), ale trudno o nim napisać coś więcej nie wychwalając go na każdym kroku lub nie wchodząc w pisanie jakichś życiowych refleksji, które zapewne każdy będzie miał inne lub już je ma po seansie tego filmu. Tym którzy nie widzieli zdecydowanie polecam obejrzeć, bo jest to uczta dla oka, ucha, a może i dla duszy (?).       

2 komentarze:

  1. Koniecznie muszę obejrzeć! Jestem bardzo ciekawa kreacji Julianne Moore, która podobno wypadła świetnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julianne Moore gra i wygląda świetnie w tym filmie, ale to Colin Firth kradnie film, w końcu to on gra główną rolę ;)

      Usuń