środa, 3 kwietnia 2013

Kiedy żyje się obsesją, czyli Zero Dark Thirty


Bardzo chciałam zobaczyć Zero Dark Thirty, jednak grane było w kinie w tak niesprzyjającym okresie czasu (sesja, dużo oscarowych propozycji), a do tego w gronie moich znajomych nie ma zbyt wielu miłośników dramatów wojennych, które trwają ponad 2,5 godziny, dlatego nim się obejrzałam już filmu nie grano. Nie wyobrażacie sobie jaką roześmianą miałam buzię, gdy patrząc co grają w poprzedni weekend w kinie zobaczyłam, że w repertuarze jest właśnie Zero Dark Thirty. Mimo mojego pozytywnego nastawienia obawiałam się jednak tych 2,5 godziny, ale jak się okazało zupełnie niepotrzebnie, bo nie wiem kiedy, a film się skończył. Na wstępie chciałam zaznaczyć, że nigdy nie interesowała mnie historia polowania amerykańskiego wywiadu na bin Ladena, nie znam dokładnych faktów historycznych, a już w innych recenzjach filmu czytałam o owym tajnym polskim więzieniu CIA, które podobno nigdy nie istniało naprawdę, więc gdy na ekranie zobaczyłam podpis, to nie byłam zbyt zszokowana. Wydaje mi się, że powinnam o tym napisać, bo moje poniższe uwagi dotyczą samego filmu, a nie faktów lub ich przeinaczeń, jakie ukazano w filmie. Wiem, że ciężko jest oddzielić wersje wydarzeń przedstawionych w filmie od tych, które miały miejsce w rzeczywistości, ale spróbuję.

Film przedstawia historię polowania amerykańskiego wywiadu na bin Landena, który po zamachach na WTC stał się wrogiem nr 1 Amerykanów, a co za tym niestety idzie, też i całego świata. W filmie nie widzimy żadnych rozgrywek politycznych, ani żadnych rozgrywek między ludźmi zajmującymi najwyższe stołki w CIA. Twórcy pokazują nam pracę agentów, którzy śledzą terrorystów, łapią ich, a następnie przesłuchują, próbując wyciągnąć z nich informacje o pobycie najbardziej poszukiwanych terrorystów, albo o miejscu i czasie kolejnego zamachu. Jak się można domyśleć laurów nie zbierają właśnie ci agenci, a agenci siedzący sobie w przytulnych gabinetach w Stanach. Jedną z agentek od brudnej roboty i główną bohaterką filmu jest Maya, która zaraz po studiach została zwerbowana do CIA i wysłana do Afganistanu by pomóc w poszukiwaniach bin Ladena.



Film podzielony jest na swego rodzaju rozdziały, przed każdym pokazywany jest czarny ekran, a na nim tytuł. Ten pomysł na zmontowanie filmu jest o tyle dobry, że sprawia, iż ukazywane wydarzenia z przestrzeni ponad 10 lat są zgrabnie uporządkowane, a widz ma szansę zorientować się, ile czasu minęło między danymi zdarzeniami, jak zmieniły się priorytety CIA oraz jak dużo czasu potrzebowały różne instytucje na podjęcie najważniejszych decyzji. Taka konstrukcja filmu ładnie uwypukla również kontrast między tym co jest stałe, a tym co się zmienia. Tutaj głównym, stałym punktem jest główna bohaterka Maya, która niezłomnie trzymała się swojego tropu i dalej drążyła, dalej szukała, żyła najmniejszymi strzępkami informacji jakie udało jej się znaleźć. Jednak kiedy ona była pochłonięta poszukiwaniami świat nie stanął w miejscu, nie zatrzymał się i na nią nie poczekał. Współpracownicy zmieniali się, sytuacja polityczna ulegała zmianie, a Maya stała w martwym punkcie porzucając wszystko dla wykonania powierzonego jej zadania.

Film przedstawia różne strony konfliktu zbrojnego jaki wywołały zamachy na WTC. Akcja filmu rozpoczyna się od autentycznych nagrań ludzi uwięzionych w drapaczach chmur, którzy dzwonili z prośbą o pomoc, nie wiedząc dokładnie co się dzieje, ale przeczuwając najgorsze. W tym przypadku czarny ekran i rozlegające się głosy przerażonych ludzi proszących o pomoc, działają na wyobraźnię mocniej niż obraz czy muzyka. Potem zostaje przedstawiona główna bohaterka i w praktyce pozostaje ona na ekranie do końca filmu, bo to wokół niej tworzona jest cała fabuła filmu. Reżyserka stopniowo buduje napięcie, często wzbudzając gamę różnych emocji, od śmiechu, przez oburzenie po strach. Ukazane w filmie metody tortur są przerażające i ciężko jest nie odwrócić wzroku. Maya chce jednak udowodnić wszystkim, a przede wszystkim sobie, że jest w stanie wykonywać swoją pracę bez taryfy ulgowej i da radę uczestniczyć/przyglądać się brutalnym przesłuchaniom. Trzeba przyznać, że reżyserce udały się dwie rzeczy. Po pierwsze jest to film przeznaczony najbardziej dla widzów amerykańskich, gdyż to ich bezpośrednio dotknęły wydarzenia przedstawione w filmie, ale mimo to, widz pochodzący nie ze Stanów i nie znający tak świetnie współczesnej historii, jest w stanie wciągnąć się w opowiadaną historię, a na dodatek kibicować głównej bohaterce i CIA ogólnie. Ale wydaje mi się, że w tym przypadku większe zasługi należą się Jessice Chastain wcielającej się w główną rolę. Po drugie zaś, reżyserka w umiejętny sposób rozłożyła napięcie, tak że zupełnie nie czuć, iż film jest aż tak długi, a co ważniejsze mimo tej długości film nie nudzi. Nie ma tu zbyt dużych przestojów, a akcja rozwija się w miarę dynamicznie, co sprawia, że w połowie filmu ludzie zgromadzeni w kinie nie zajęli się sobą, albo swoimi komórkami, a siedzieli wpatrzeni w ekran.   

Jestem dziewczyną, ale naprawdę byłam zafascynowana tymi noktowizorami/specjalnymi
okularami na podczerwień (nie wiem jak to się nazywa, ale wygląda świetnie).

W The Hurt Locker Kathryn Bigelow skupiła się przede wszystkim na pokazaniu, że wojna może się stać dla człowieka narkotykiem, nałogiem z którego ciężko jest się wyrwać. W Zero Dark Thirty główna bohaterka, ambitna, młoda kobieta zostaje przydzielona w CIA do grupy zajmującej się poszukiwaniami bin Ladena. Dziewczyna zaczyna jednak traktować swoją pracę jako główny priorytet zapominając o życiu jako takim. Kiedy już przyzwyczaja się do trudnych warunków panujących w Pakistanie, w mniejszym lub większym stopniu odnajduje się wśród współpracowników, to rzuca się w wir pracy i powoli jej myśli zaczyna zaprzątać już tylko jedna idea. Idea, że to ona ma rację, że strzępki informacji jakie znalazła naprawdę tworzą logiczną całość i w końcu doprowadzą ją do wroga nr 1. Ów pomysł staje się obsesją Mai. Kobieta potrafi mówić tylko o tym, myśleć tylko o tym, a w rezultacie zostaje sama kurczowo uczepiona tego pomysłu, za który walczy jak tygrysica i do końca nie daje go sobie odebrać.



Pisałam wcześniej, że dużą zasługę za to, iż film jest wciągający, można spokojnie przypisać Jessice Chastain. Aktorka, którą uwielbiam za rolę w Służących, pokazała, że potrafi zagrać kobietę, która w obcym kraju pozostającym w stanie wojny, potrafi odnaleźć się w, powiedzmy sobie szczerze, męskim zadaniu i na dodatek być lepszą od wszystkich mężczyzn wkoło. Maya to ambitna, ale przede wszystkim bardzo inteligentna kobieta, która owładnięta obsesją złapania bin Ladena, nie spocznie póki nie udowodni, że ma rację. Ta jej wytrwałość, zapał i nieustępliwość w walce o swoje sprawia, że nie da się jej nie kibicować. Wielokrotnie bohaterka musi udowadniać, że jest dobra w tym co robi, że jej sposób myślenia i analizy zgromadzonych informacji jest poprawny, ale najbardziej do kibicowania bohaterce sprzyja fakt, iż o wszystko musi walczyć, nawet o to, by jej sukces został przypisany jej, a nie jakiemuś agentowi, który nie chciał kiwnąć palcem by jej pomóc.

Zero Dark Thirty polecam każdemu, bo to film dobry, który trzyma w napięciu, mimo że wszyscy dobrze wiedzą jak się kończy. Są jednak dwa mocne argumenty przemawiające za obejrzeniem filmu: po pierwsze kreacja Jessici Chastain, a po drugie przepiękna muzyka Alexandre Desplata. Na pewno 2,5 godziny poświęcone na obejrzenie tego filmu nie będą czasem straconym.


4 komentarze:

  1. Ja jeśli obejrzę, to tylko dla Chastain. Ale te ponad 2 godziny czasu [nie lubią jak coś jest zbyt długie] są dla mnie marną wciąż zachętą;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio twórcy lubują się w kręceniu filmów długich (ponad dwugodzinnych), jednak w tym przypadku film się zdecydowanie nie dłuży, przynajmniej ja się nie nudziłam ;) A Chastain jest świetna i to w dużej mierze dzięki niej nie odczuwa się upływającego czasu.

      Usuń
  2. O, bardzo ciekawy blog. Będziemy zerkać.
    Ja jakoś nie jestem pozytywnie nastawiona do tego filmu. Coś czuję, że może to nie być do końca mój klimat. :)
    Niemniej, miło tutaj masz.
    Pozdrawiamy, Archibald Sofia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, dziękuję :)
      Cóż nie wszyscy muszą lubić dramaty wojenne, mi bardzo spodobał się "The Hurt Locker", dlatego dość pozytywnie podchodziłam do kolejnego filmu Bigelow i się zdecydowanie nie zawiodłam.

      Usuń