środa, 13 listopada 2013

Nie ma to jak rollercoaster, czyli ochy i achy nad Thor: The Dark World

Udało mi się w końcu wybrać na drugą odsłonę przygód mojego ulubionego nordyckiego boga i jego równie ulubionego przybranego brata i muszę stwierdzić, że po wyjściu z kina towarzyszyło mi to jakże rzadko doznawane uczucie euforii po obejrzanym filmie, czyli „ja chcę jeszcze raz!”. Gdyby dwa lata temu ktoś mi powiedział, że będę taką entuzjastką filmów o superbohaterach, to szczerze mówiąc zapewne bym go wyśmiała. Nie wiem dlaczego, ale filmy te mają w sobie tyle pozytywnej energii, że od razu chciałoby się obejrzeć kolejny. Muszę też przyznać, że dzięki tym filmom coraz bardziej przekonuję się do nielubianej technologii 3D, a raczej dochodzę do jakże prostego wniosku, że gdy film jest dobry, to i 3D nie przeszkadza i nie przyprawia o ból głowy. Ale dziś nie o 3D, a o Thorze 2.

Jak niektórzy wiedzą, po tym jak Loki trochę narozrabiał w Nowym Jorku, jego kochany brat Thor zabrał go z powrotem do Asgardu, gdzie Odyn wtrącił swego przybranego syna do lochu (trzeba przyznać, że całkiem porządnego lochu). Dwa lata mijają, pokój zapanował we wszystkich dziewięciu królestwach, jednak Thor nie potrafi się z tego cieszyć, gdyż tęskni za pewną panią astrofizyk, niejaką Jane Foster. Kobieta nie przestaje szukać swego ukochanego i tak natyka się na mityczny eter, czyli coś strasznego, przy pomocy czego Mroczne Elfy chciały przejąć władzę i sprawić by we wszechświecie zapanował mrok. Odkrycie Jane zapoczątkowuje serię niefortunnych zdarzeń, a co za tym idzie, na scenę wkracza „ten zły”. Zdesperowany Thor będzie musiał prosić o pomoc osobę, która znajdowała się raczej na samym końcu listy telefonów do przyjaciela, a mianowicie Loki'ego.




Pierwsze skojarzenie jakie nasunęło mi się na myśl, zaraz po wyjściu z kina, to że oglądanie filmu Alana Taylor'a było jak jazda na bardzo dobrej kolejce górskiej. Ilość wydarzeń i zwrotów akcji, mogła przyprawić widza o zawrót głowy, ale były one ze sobą tak umiejętnie połączone, że można było się zorientować co się dzieje i nie zadawać sobie co chwilę pytania „ale jak to?, dlaczego?”. Do tego efekty specjalne nie męczyły i było ich tyle ile było potrzebne, nie więcej, dzięki czemu twórcy uchronili się od niepotrzebnego efekciarstwa. Co się jednak tyczy efekciarstwa to nie zabrakło go w ukazaniu Asgardu. Owa mityczna kraina w filmie przedstawia się tak malowniczo i „bosko”, że człowiek od razu ma ochotę błagać Heimdalla by choć na chwilę pozwolił mu przebywać wśród tych cudowności. Trzeba jednak przyznać, że większość widzów nie szła na Thora 2 jedynie by popatrzeć na pracę grafików i speców od efektów specjalnych, które bardzo, ale to bardzo cieszą oko. Głównym powodem większości było: a) dowiedzenie się jak potoczą się dalsze losy wątku romantycznego między Thorem, a Jane , b) chyba dużo ważniejsze niż a), czyli co się stanie z Lokim i ogólnie dla relacji między braćmi oraz c) zobaczyć jak zmierzą się z nowym wrogiem. W tym momencie muszę napisać, że twórcom udała się rzecz dość mało spotykana, a mianowicie pogodzili oni te wszystkie elementy, żadnego nie potraktowali po macoszemu i dzięki temu spełnili oczekiwania wszystkich widzów.



Osobiście cieszę się, że uniknięto zrobienia z Thora 2 filmu romantycznego (i wcale nie ma to nic wspólnego z moją dość nikła sympatią do Natalie Portman), a bardziej skupiono się na relacjach między Thorem a Lokim. Chris Hemsworth i Tom Hiddleston wypadają na ekranie tak naturalnie, że gdyby byli chociaż trochę do siebie podobni można by pomyśleć, że są braćmi w rzeczywistości. Z bólem serca muszę jednak stwierdzić, że jak Tom ukradł wszystkim Avengers'ów, to w Thorze 2 ta sztuka mu się już aż tak nie udała. To znaczy Tom daje świetny popis aktorstwa i czasami kiedy znikał z ekranu widzowi robiło się autentycznie przykro, ale Hemstworth wcale od niego bardzo nie odstawał. Może nie zabrzmi to zbyt miło, ale Thor od ostatniego ekranowego spotkania nie stracił na muskulaturze, ale jednocześnie zyskał trochę na inteligencji, co trzeba zaliczyć na ogromny plus. Przyjemnie jest patrzeć jak niektóre postaci rozwijają się, a niektóre, jak wyżej wspomniany Loki, jedynie udają, że dokonała się w nich jakaś przemiana.

Thor: The Dark World to naprawdę świetne kino rozrywkowe, nie tylko dla fanów komiksów czy poprzednich filmów spod ręki Marvela. W filmie jest pełno zwrotów akcji, ciekawych scen walki, ale nie brakuje też humoru i różnych zabawnych odniesień. Co się tyczy humoru, to za najlepszy występ komediowy nagrodę otrzymuje Stellan Skarsgard. Doktor Selvig w tym filmie pobił wszystkich, nawet uroczą Darcy i jej stażystę. Jeżeli więc za waszymi oknami również jest szaro-buro, to najlepszym sposobem na poprawienie nastroju będzie udanie się do kina na Thora 2. Gwarantowana dobra rozrywka, wizyta w mitycznej krainie, a także w Londynie no i dwóch charyzmatycznych bogów na dokładkę, a może raczej w ramach dania głównego.


PS. Po seansie Thor: The Dark World już zdecydowanie wiem co będzie idealnym prezentem na urodziny, bo chyba do gwiazdki nie zdążą wydać DVD ;)
   

2 komentarze:

  1. Och, kolejna pozytywna recenzja. Ja właśnie dwa dni temu pisałam o pierwszej części bo długo nie mogłam się przekonać do marvelowskich bohaterów (od dziecka jestem fanką Batmana, ale serce się podzieliło) i wybieram się na Thora 2 w piątek :)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Thor 2 Ci się spodoba. Życzę udanego seansu ;)

      Usuń