Zastanawiałam się czy pisać o filmie, który wszyscy znają i
zapewne uwielbiają, bo czego w tym filmie nie lubić. Jest świetna obsada, dobre
aktorstwo, śmieszna, prosta historia, a w tle mamy Rzym. Ale stwierdziłam, że
raczej nikomu nie zaszkodzi, a na pewno nie mi, napisanie słów kilku o filmie,
który szczerze mówiąc nie wiem dlaczego stał się inspiracją dla scenarzystów,
reżyserów, autorów książek czy artystów reprezentujących inne gatunki sztuki
szeroko pojętej. Bo nie ma w tym filmie ani nic odkrywczego, ani niezwykłego co
wywołałoby chęć śpiewania peanów na cześć tej zabawnej i w dużym stopniu
romantycznej historii. Ot przyjemne, rozrywkowe kino i tyle. Dlatego postanowiłam
napisać ten wpis, by znaleźć te zalety filmu, które sprawiły, że wielu twórców zapożyczyło
kilka scen z tego filmu, albo w całości wzorowało na nim historię swojego
filmu.
Rzymskie wakacje
opowiadają historię księżniczki Anny, która jest zmęczona swoimi książęcymi
obowiązkami. Ciągłe audiencje, wypowiadanie się w trudnych kwestiach czy to
ekonomicznych czy społecznych jest wyczerpujące dla osoby starszej, a co
dopiero dla młodej dziewczyny. Przestrzeganie etykiety, piękne prezentowanie
się i bycie życzliwym dla każdego, też nie należy do zadań łatwych. Wszystko to
sprowadza księżniczkę to podjęcia radykalnych kroków – ucieczki na jeden dzień
ze swojej szklanej kuli. Akurat tak się składa, że księżniczka przebywa w
Rzymie, a jakie miasto może być lepsze na zrobienie sobie w nim wakacji niż Rzym?
Podczas swojej wycieczki po Rzymie Anna spotyka amerykańskiego dziennikarza,
który próbując zdobyć temat na artykuł udaje jej przyjaciela i spędza z nią
cały dzień. Mężczyzna nie podejrzewa jednak, że jego plany zyskania sławy w dziennikarskim
świecie legną w gruzach kiedy bliżej pozna księżniczkę.
Film ogląda się niezwykle przyjemnie, zaś zdjęcia Rzymu są
naprawdę przepiękne, nawet w odcieniach szarości. Główna bohaterka odwiedza
wszystkie bardziej znane zabytki Rzymu, spaceruje przy fontannie di Trevi, je
lody na Schodach Hiszpańskich, pije szampana w kawiarni, siedząc przy stoliku
zaraz przy ulicy, tak by móc podziwiać spacerujących Włochów i szykowne Włoszki.
Jeździ na skuterze, można by rzec we włoskim stylu, czyli nie przestrzegając
żadnych przepisów drogowych i przez większość czasu jadąc pod prąd. Wszystko to
składa się w bardzo ładny obrazek, bardzo naiwny również, bo i historia sama w
sobie jest bardzo naiwna. Gdy księżniczka ucieka z pałacu, wszystko układa się
tak jakby tego chciała, zaś śpiącą przy Koloseum znajduje ją dziennikarz
amerykański, który jest przejęty losem dziewczyny, mimo że jeszcze wtedy nie ma
pojęcia o jej tytule szlacheckim. Możemy więc uznać, iż jest człowiekiem
prawym, zdolnym do bezinteresownej pomocy. Tak zaczyna się ich znajomość, która
zaprowadzi ich… Nie powinnam zdradzać więcej fabuły, bo może jednak jest ktoś
kto filmu nie widział i komu mogłabym zniszczyć dobrą zabawę zdradzając, co
będzie dalej.
Cóż bycie księżniczką nie jest łatwe, tyle zajęć, balów, pięknych sukien... To może znudzić do tego stopnia by uciec i przeżyć przygodę życia w Rzymie. |
Audrey Hepburn za rolę księżniczki Anny została nagrodzona
Oscarem i teraz widać, jak kino poszło do przodu, bo za tę rolę teraz zapewne
nie dostałaby nawet nominacji, mimo iż uważam, że zagrała bardzo dobrze.
Księżniczka jest dziewczyną niezwykle naiwną i ta naiwność była dla mnie na
początku wręcz przerażająca. Dopiero później gdy przyzwyczaiłam się do koncepcji
tej postaci, zaczęło mnie to wszystko bawić. Bo księżniczka jest osobą urodzoną
w czepku i patrzącą na świat przez różowe okulary. Wszystkie złośliwości ją
omijają, mimo ogromnej naiwności nikt jej nie wykorzystał, wręcz przeciwnie to
jej założenie, iż wszyscy są dobrzy i uczynni zmieniało postawę ludzi, którzy
chcieli w jakiś sposób ją skrzywdzić. Partnerem Audrey Hepburn w filmie był
Gregory Peck, który w roli amerykańskiego dziennikarza, który utknął w Rzymie,
trochę wbrew swojej woli, jest czarujący i zabawny, mimo iż z początku wydawał
się niemiły i arogancki. Dwójka głównych bohaterów błyszczy na ekranie i daje
widzowi to jakże przyjemne uczucie beztroski i odprężenia, można się momentami
poczuć jak na rzymskich wakacjach.
Genialna para na ekranie: Gregory Peck i Audrey Hepburn. |
Film mi się bardzo podobał, bo czasami trzeba obejrzeć coś
lekkiego i zabawnego, Dalej jednak nie potrafię zrozumieć fenomenu tego filmu,
a w szczególności tego zamiłowania twórców do zapożyczania z niego scen, scen
które wcale nie są jakieś fenomenalne, albo do pisania bohaterek na wzór
księżniczki Anny, czy lubujących się w tym filmie. Po prostu nie wiem jak można
znowu pisać postać tak strasznie naiwną i pozbawioną realizmu co główna
bohaterka Rzymskich wakacji. Jedna
księżniczka Anna, jak na mój gust, w kinematografii w zupełności wystarczy.
Wątek romantyczny jest i owszem dość udany, ale też chyba nie na tyle by go
kopiować, czy na nim się wzorować. Może nie dostrzegłam tych wszystkich
cudowności w Rzymskich wakacjach
jakie ujrzeli inni i chcieli przemycić do swoich filmów, ale mimo to śmiesznie
było zobaczyć sceny, które już się gdzieś kiedyś widziało, w filmach
nakręconych ponad czterdzieści lat po filmie Williama Wylera.
Zapewne większość osób film widziała, ale jeżeli nie to
zdecydowanie polecam obejrzeć. Bo mimo mojego narzekania i niezrozumienia
dlaczego film stał się taką inspiracją dla innych twórców, to dalej uważam, że
Rzymskie wakacje są filmem bardzo dobrymi i zasługują na uwagę. Zapewne czas
poświęcony na ich obejrzenie nie będzie czasem straconym.
Wydaje mi się, że siła tego filmu tkwi w końcówce-ja przez 3/4 seansu nie byłam jakoś specjalnie zachwycona, ale ten moment, o którym mówię jest naprawdę bardzo dobry. Tak samo miałam z "Absolwentem", który również posiada dość ciekawe zakończenie.
OdpowiedzUsuńChyba masz rację, że to właśnie zakończenie w praktyce wyróżnia tę dość przeciętną historię.
Usuń