wtorek, 19 lutego 2013

Zakazana miłość po raz n-ty, czyli przeciętne acz intrygujące Upside Down


Upside Down to film, który gdy był grany w kinie zupełnie mnie nie zainteresował. W kinie wisiały jakieś plakaty, ale polski tytuł Odwróceni Zakochani, spowodował śmiech politowania, a nie chęć zobaczenia produkcji na dużym ekranie. Teraz stwierdziłam, że skoro mam czas i ochotę na coś lekkiego, to film o zakazanej miłości w alternatywnym świecie może się nadać. Nadal jednak nie wiem czy film mi się bardziej podobał czy nie podobał, bo chyba sam reżyser nie wiedział co chce w swoim obrazie pokazać – historię kochanków, czy wykreowany świat.

Eden (Kirsten Dunst) i Adam (Jim Sturgess) żyją na sąsiadujących ze sobą planetach, które w niektórych miejscach prawie się ze sobą stykają, a łączy je wielka wieża. Dlatego para może ze sobą rozmawiać, tyle że cały czas są oni do siebie odwróceni do góry nogami. Eden i Adam poznali się gdy byli dziećmi i od tamtej pory spotykali się w tym samym miejscu, w górach, tak by swoją, w praktyce zakazaną znajomość i w końcu miłość zachować w tajemnicy. Jak można się domyśleć rozmawianie ze sobą i brak jakiejkolwiek bliskości mocno doskwiera zakochanym, dlatego Adam postanawia opracować plan, który pozwoli im być razem.

Historie o zakazanej miłości mają to do siebie, że opierają się zazwyczaj na jednym, sprawdzonym schemacie. Najpierw jest wielka miłość w tajemnicy, potem tajemnica ta wychodzi na jaw i są tego srogie konsekwencje, a na koniec jedno z kochanków, najczęściej on, postanawia, że mimo wszystkim i wszystkiemu miłość zwycięży i oni muszą być razem, dlatego podejmuje działanie mające na celu bycie z ukochaną. Nasz zakochany zazwyczaj nie działa w pojedynkę, tylko pomagają mu przyjaciele pragnący jego szczęścia. Tutaj nie jest inaczej, tylko, że jest mała przeszkoda, a mianowicie grawitacja. I tutaj zaczyna się mój problem z tym filmem, bo wykreowany świat, mimo iż jest bardzo ciekawy, to przedstawione na początku zasady jego funkcjonowania są po pierwsze nie spójne, a po drugie twórcy zapominają o tym, że je w ogóle ustalili.

Poniższy akapit zawiera dziwne dywagacje na temat świata przedstawionego w filmie, a tym samym może zawierać niewielkie spojlery.



Świat jest tak skonstruowany, że mamy dwie planety, które się prawie ze sobą stykają i łączy je wieża, należąca do największej i chyba jedynej wielkiej korporacji, która trzyma w swoich łapach oba światy. Wszystko byłoby pięknie, ale na początku filmu pokazano iż planety, jak to planety są okrągłe i stykają się ze sobą, ale to oznacza, że są blisko siebie tylko na niewielkiej powierzchni i jeżeli się obracają, to w jakimś wspólnym rytmie, bo inaczej obecność wieży nie miałaby miejsca bytu. Niestety odpowiedzi na to pytanie, tłumaczące możliwość istnienia tych światów, widz przez cały czas trwania filmu nie uzyskuje. To samo tyczy się tego, że nikt nie wyjaśnił czy planety są zamieszkane w całości, nikt nie wspominał o żadnych państwach, ani tym bardziej miastach. Co wiadome, to świat, w którym mieszka Adam jest nazywany jako ten ‘dolny’ i jest to w praktyce krajobraz jak po wojnie (rozpadające się kamienice, brud, bieda), a świat Eden, jest światem ‘górnym’, czyli bogatym, a wszyscy opływają w dobrobyt. Jednak gdy się tak zastanowić, to nie wiadomo dlaczego, akurat nazwa ‘dolny’ ma funkcjonować dla świata biednego, a ‘górny’ dla bogatego, skoro i dla mieszkańców jednego i drugiego świata, ci drudzy są na górze. No chyba, że weźmie się pod uwagę to, że pieniądze kojarzą się z tym, kto jest na górze – na szczycie hierarchii społecznej. Najbardziej jednak nie dawał mi spokoju pomysł, iż na mieszkańców świata górnego działa tylko i wyłącznie grawitacja ich świata, a tym samym na mieszkańców dolnego świata ich grawitacja. Mamy więc możliwość, że gdy ktoś z jednego świata znajdzie się w tym drugim, to będzie cały czas przyciągany przez swoją grawitację, a nie przez grawitację planety, na której się obecnie znajduje. Wszystko pięknie, ale w jaki sposób siła grawitacji rozróżnia kto jest skąd i którą masę przyciągać, a którą nie? Jak wyjaśnić to, że na dane cząstki siła grawitacji oddziałuje, a na inne nie? To znaczy, że ludzi ze świata górnego mają inne cząsteczki wody, glukozy itd. od tych, które tworzą ludzi ze świata dolnego i akurat one będą przyciągane tu, a te drugie tam? Czyli, że poczciwa fizyka, prawa Newtona, a nawet efekty relatywistyczne nie działają, chociaż o fizyce kwantowej bohaterowie w filmie wspominają i to sporo, ale to chyba jest trochę zmieniona fizyka kwantowa od tej zawartej w książkach. Bo w tamtych światach materia z antymaterią, po godzinie stykania się ze sobą spalają się, ale ludzie już nie. A co się stało z procesem anihilacji, nie ma żadnych wybuchów, elektrony nie reagują z pozytonami, protony z antyprotonami i nie ma wydzielania promieniowania, oprócz cieplnego? Cały czas mi tu coś nie pasuje, szczególnie, że twórcy są bardzo niekonsekwentni i mimo, że ustalili jakieś reguły, to chyba do końca ich nie dopracowali i nie rozważyli wszystkich opcji. Albo po prostu stwierdzili, że ma być to lekki film o zakochanych, ale taki z gatunku sci-fi i nikt nie będzie głębiej wnikał w teorie fizyczne i zadowoli się pięknymi animacjami komputerowymi. No cóż, panowie twórcy, ja dalej mam problem i mogę wymyśleć jeszcze więcej pytań…   

Jak widać z miny tego Pana walka z grawitacją do łatwych nie należy, szczególnie kiedy scenarzyści
nie chcą niczego ułatwić...

Trzeba jednak oddać twórcom, to co ich (mimo tych nieszczęsnych, niedopracowanych reguł działania i egzystencji wymyślonych światów), a mianowicie to, że Upside Down to bardzo ładny film. Wykreowane światy, mimo że dla mnie dalej bezsensowne, są piękne (kręcone w odcieniach błękitu i różu) i momentami zapierają dech w piersiach, bo kto idąc spać nie chciałby patrzeć przez okno na pięknie oświetlone miasto, które znajdowałoby się nad nim zamiast nieba (ja bym chciała, ale zapewne tylko przez jedną noc, potem chciałabym z powrotem gwieździste niebo). Dalej ciężko jest mi wymienić jakieś pozytywy, oprócz tego, że film wciąga, co jest zadziwiające przy takiej niekonsekwencji i luk w scenariuszu. Bo twórcy każą nam wierzyć, że bohaterowie są zakochani, wcale nie widzimy jak rozwija się to uczucie, ani żadnych wielkich gestów miłości, nawet małych ciężko się doszukać. Potem jednak nasz bohater chce sprawić, by z Eden mogli być razem. I cóż ten wątek jest najciekawszy – wątek próby przezwyciężenia tych nieszczęsnych praw fizyki. Wątek ten zajmuje ponad połowę filmu i w pewnym momencie zapomina się że Adam robi to z miłości, a bardziej że robi to z ciekawości i dlatego, że jest w stanie.

Czekająca na swojego ukochanego do tego ślicznie się uśmiechająca główna postać kobieca.
Mimo wszystko dalej czegoś brakuje, może energii?

Aktorstwo w filmie jak dla mnie było przeciętne. Prawda jest taka, że Jim Sturgess przebywa na ekranie dużo dłużej niż partnerująca mu Kirsten Dunst, ale jeśli mam być szczera to z takiej proporcji wielkości ról wcale nie byłam niezadowolona. Sturgess jest takim typem aktora, którego lubię, ot tak po prostu i nie ważne czy gra dobrze czy nie, to zdecydowanie mi nie przeszkadza. Rola w Upside Down, to na pewno nie jest rola jego życia, ale do najgorszych też bym jej nie zaliczyła. O Kirsten Dunst można dużo pisać, ale jej Eden była mdła i denerwująca. Dużo w tym winy scenariusza, bo postać do ciekawych raczej nie należy, ale wydaje mi się, że aktorka mogła spróbować sprawić by jej postać była bardziej zjadliwa, a tak na ekranie widać kolejną nudną postać kobiecą, która czeka na swojego rycerza na białym koniu i ładnie się uśmiecha.

Dalej nie wiem co myśleć o tym filmie, bo w praktyce czasu poświęconego na jego oglądanie nie zaliczyłabym do straconego, ale oczekiwałam chyba czegoś trochę innego. Polecam obejrzeć w jakiś leniwy wieczór, szczególnie na dużym ekranie, aby lepiej przyjrzeć się wykreowanym światom i przy okazji może odkryć jak to wszystko tam działało i podzielić się swoją wiedzą ze zirytowaną lekko autorką tego bloga.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz