Chyba już wszyscy odkryli tę jakże
oczywistą oczywistość iż najłatwiej jest pisać o filmach złych,
nieudanych bądź też dobrych, które jakoś nam niespecjalnie
przypadły do gustu. Może to przez tę naszą narodową mentalność
i talent do narzekania. Bo przecież lepiej jest trochę ponarzekać,
niż coś wychwalać, bo po użyciu kilku najbardziej znanych
pozytywnych przymiotników ciężko będzie coś więcej powiedzieć.
Tak jest w przypadku The Philadelphia story. Najlepszą dla niego
recenzją byłoby stwierdzenie „świetny”, „genialny” i na
tym zakończenie całego wywodu. Mimo to postaram się chociaż
napisać co było w tym filmie takiego świetnego, bądź co mnie
szczególnie w nim ujęło, a przy okazji postaram się nie wyjawić zbyt dużo z fabuły.
Film jest ekranizacją sztuki Philipa
Barry'ego pod tym samym tytułem. Główna bohaterka Tracy,
pochodząca z wyższych sfer, ma niedługo wziąć ślub z
dorobkiewiczem George'm. Sytuacja jednak komplikuje się kiedy na
kilka dni przed ślubem w domu Tracy zjawia się jej były mąż
Dexter wraz z podejrzaną dwójką, którzy niby mają być
przyjaciółmi jej brata. Kobieta chce wszystkich wyrzucić z domu,
jednak chcąc chronić reputację swojej rodziny nie może tego
uczynić.
Może z początku fabuła nie powala, w
końcu ile razy słyszeliśmy historie w tym stylu. Tutaj jednak jest
inaczej, po pierwsze Tracy musi brnąć w tę farsę, gdyż obrona
honoru rodziny jest dla niej najważniejsza. Druga zaś rzecz to
stworzony przez autora sztuki nie miłosny trójkąt, a w praktyce
czworokąt. Tracy ma wyjść za mąż za George'a, ale ewidentnie
nadal czuje coś do swojego byłego męża Dexter'a, a na dokładkę
chociaż nie powinna lubić domniemanego przyjaciela swojego brata,
którego tożsamość bardzo szybko poznaje, to zaczyna darzyć go
sympatią przeradzającą się powoli w coś więcej. Można
pomyśleć, że w takim razie ten film będzie nie do zniesienia, a
bohaterka strasznie powierzchowna i bardzo niezdecydowana. Otóż nie
można powiedzieć o tym filmie nic bardziej mylnego. Faktycznie
gdyby nie dobrze skonstruowany scenariusz bardzo szybko widzowie
przestaliby kibicować bohaterce. Ale po pierwsze film jest pełen
świetnych dialogów, wypełnionych inteligentnym humorem oraz
kąśliwymi uwagami, a bohaterowie nie stronią od sarkazmu. Po
drugie zaś aktorstwo, aktorstwo i jeszcze raz aktorstwo.
Panowie również wiedzą, że wybór między nimi to rzecz niełatwa. |
Żaden film z cudownym scenariuszem nie
obroni się, kiedy dobrze przemyślane dialogi będą wypowiadane
bezmyślnie. Wyrecytowane filmy są nudne, są nijakie, są po prostu
złe. Filadelfijska opowieść na szczęście dostała obsadę
marzeń. Aktorzy bardzo dobrze czuli się w odgrywanych przez siebie
rolach i dla żadnego z nich zagranie długiej sceny po brzegi
wypełnionej dialogami w ogóle nie sprawiało problemów. I chociaż
Filadelfijską opowieść można by uznać za film przegadany, to
ciężko jest się na nim nudzić, ponieważ przez cały czas jest
utrzymywane dość szybkie tempo prowadzenia akcji. Katharine Hepburn
w roli Tracy jest niesamowita, momentami ciężko jest oderwać od
niej wzrok. To pierwszy film z tą aktorką jaki widziałam i zapewne
nie ostatni. Hepburn zrobiła na mnie ogromne wrażenie i żałuję,
że jej rola w tym filmie została jedynie wyróżniona nominacją do
Oscara, a nie wygraną. Oscara za to za swój występ otrzymał James
Stewart grający Macaulay'a Connor'a, domniemanego przyjaciela brata
Tracy. Na początku jego postać jest trochę irytująca, jednak z
biegiem wydarzeń tak jak główna bohaterka zaczynamy lubić
Connor'a, szczególnie że aktorowi udaje się ukraść sporo scen.
Przy tym duecie dość blado wypada Cary Grant w roli Dexter'a, ale
chyba dlatego, że pojawia się na ekranie najrzadziej z tej trójki.
Jednak kiedy już ma coś do zagrania, to zdecydowanie nie można mu
odmówić talentu, charyzmy no i wyglądu.
Katharine Hepburn i reżyser George Cukor na planie filmu. |
Zdecydowanie polecam Filadelfijską opowieść każdemu
fanowi filmów noir (chociaż pewnie Ci już ten film widzieli), ale
też tym którzy lubią dobre komedie romantyczne, jeżeli do tego
gatunku można zakwalifikować ten film. Jest to jeden z tych filmów,
do których na pewno będę wracać nie raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz