niedziela, 29 września 2013

Wojna oczami dziecka, czyli chwila zadumy nad „Chłopcem w pasiastej piżamie”


Są filmy, które wzruszają, nudzą, irytują, wywołują śmiech bądź poczucie zażenowania. Są też filmy, które potrafią wstrząsnąć człowiekiem i pozbieranie się po seansie takiego filmu zajmuje dużo więcej czasu niż można sobie wyobrazić. Na oglądanie takich filmów nie ma odpowiedniej chwili, czasu czy nastroju. Często filmy te mogą kuleć pod względem technicznym, wyolbrzymiać pewne zdarzenia albo nawet trochę naciągać na swoje potrzeby fakty historyczne. Wszystko to potrzebne jest do tego, by wprawić widza w osłupienie i w praktyce przytłoczyć go snutą na ekranie opowieścią. „Chłopiec w pasiastej piżamie” jest właśnie takim filmem. Wstrząsającym, przytłaczającym, zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że potrafi wywołać w widzu irracjonalne poczucie winy. Nie jest to film, po który można sięgać zbyt często, jeżeli w ogóle chcemy obejrzeć go po raz drugi. Jest to jednak film, który wydaje mi się, że każdy chociaż ten jeden raz powinien zobaczyć.


Film opowiada historię niemieckiej rodziny, która z powodu wojskowego awansu głowy rodziny musi zmienić miejsce zamieszkania. 8-letni Bruno nie chce się wyprowadzać i porzucać swoich kolegów, nie podoba mu się również nowy dom, po którym kręcą się żołnierze, a w którym panuje tyle zakazów, że chłopiec nie wie co mógłby robić, bo nic mu nie wolno. Osamotniony i znudzony Bruno zaczyna prowadzić swoje podróżnicze eskapady i tak opuszczając teren domu znajduje obóz koncentracyjny, który uważa za swego rodzaju farmę. Pewnego dnia chłopiec poznaje Szmula, więźnia obozu i mimo wszelkich przeciwności losu zaprzyjaźnia się z nim, koniec tej przyjaźni może się jednak okazać zgubny dla obojga dzieci.

Wydawać się może, że powstało już tak dużo filmów o II wojnie światowej, że ciężko jest powiedzieć w tym temacie coś nowego, bądź w jakiś sposób odkrywczego. Okazuje się jednak, że można. Historia niemieckiej rodziny może nie jest nowością, ale przyjaźń dzieci rozdzielonych wydawałoby się murem nie do przejścia, już tak. Przede wszystkim film pokazuje wydarzenia z perspektywy dziecka, a co za tym idzie niektóre sceny wzruszają dużo bardziej. Dziecko nie zastanawia się nad konsekwencjami swoich czynów, nie rozważa wszystkich za i przeciw tylko postępuje tak jak czuje. Dlatego przyjaźń pomiędzy chłopcami jest możliwa. Pewnie w innych czasach ich koleżeństwo nie byłoby postrzegane jako coś złego. Znaleźli się jednak w złym miejscu o niewłaściwej porze. Twórcy filmu, jak i zapewne autor książki na podstawie której powstał film, mocno akcentują starcie dwóch rzeczywistości: dziecięcej i dorosłej. Szmul dokładnie nie wie dlaczego znalazł się w obozie, wie jedynie że jest Żydem, a według niektórych jest to czymś złym. Brunowi zaś wmawiane jest, że Żyd jest zły, że Żyd chciał zniszczyć naród niemiecki i cały świat i Żydów trzeba niszczyć. Chłopiec nie może zrozumieć dlaczego Żyd jest zły, skoro Szmul jest takim dobrym przyjacielem. Bruno patrzy sercem, a nie nazistowską ideologią, której nie potrafi pojąć, szczególnie kiedy porównuje obozową rzeczywistość pokazywaną na propagandowych filmach i tą, która kształtuje się z opowieści Szmula i tego co chłopcu udało się zobaczyć.



Można wypominać twórcom, że niektóre elementy historii wydają się być aż nadto naciągane. Wydaje mi się jednak, że te zabiegi były konieczne do uzyskania efektu końcowego, który miał wstrząsnąć widzem i zmusić go do refleksji. Widz miał postrzegać świat i rozumieć go tak jak dwaj młodzi bohaterowie i zobaczyć, że zawsze najbardziej cierpią osoby niewinne i nie do końca świadome zdarzeń których są częścią. Film bogaty jest w ciekawe ujęcia, szczególnie kiedy chłopcy bawią się przez obozowe ogrodzenie. „Chłopiec w pasiastej piżamie” nie byłby filmem tak dobrym, gdyby nie dwójka cudownych dziecięcych aktorów. Asa Butterfield w roli Bruna jest elektryzujący, zaś Jack Scanlon jako Szmul kradnie serce chyba każdego widza. Obaj aktorzy wykonali powierzone im zadanie w stu procentach.


Jak pisałam wcześniej nie jest to film dla wszystkich i chyba nie ma odpowiedniej pory na jego obejrzenie. Szczerze się przyznaję, że mną film wstrząsnął i przez długi czas nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Mimo to film polecam wszystkim, by na chwilę wyłączyli cynizm i stłumili analityczne myślenie i obejrzeli film do końca, a dopiero potem ocenili czy niektóre nieścisłości naprawdę tak bardzo przeszkadzają w odbiorze filmu czy może sprawiają, że historia przyjaźni na dobre i na złe wydaje się być prawdziwsza.

  

2 komentarze:

  1. Bardzo wzruszające kino, pamiętam, że przed obejrzeniem przeczytałam książkę i bardzo ale to bardzo dużo łez ze mnie wycisnęła - w książce narratorami są dziećmi, potęguje to efekt tragedii także polecam jeszcze lekturę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie muszę sięgnąć po książkę. Może jako taka znajomość fabuły nie pozwoli mi się do końca rozkleić czytając, bo na filmie płakałam jak bóbr.

      Usuń