Są filmy, które wzruszają, nudzą,
irytują, wywołują śmiech bądź poczucie zażenowania. Są też
filmy, które potrafią wstrząsnąć człowiekiem i pozbieranie się
po seansie takiego filmu zajmuje dużo więcej czasu niż można
sobie wyobrazić. Na oglądanie takich filmów nie ma odpowiedniej
chwili, czasu czy nastroju. Często filmy te mogą kuleć pod
względem technicznym, wyolbrzymiać pewne zdarzenia albo nawet
trochę naciągać na swoje potrzeby fakty historyczne. Wszystko to
potrzebne jest do tego, by wprawić widza w osłupienie i w praktyce
przytłoczyć go snutą na ekranie opowieścią. „Chłopiec w
pasiastej piżamie” jest właśnie takim filmem. Wstrząsającym,
przytłaczającym, zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że potrafi
wywołać w widzu irracjonalne poczucie winy. Nie jest to film, po
który można sięgać zbyt często, jeżeli w ogóle chcemy obejrzeć
go po raz drugi. Jest to jednak film, który wydaje mi się, że
każdy chociaż ten jeden raz powinien zobaczyć.
Film opowiada historię niemieckiej
rodziny, która z powodu wojskowego awansu głowy rodziny musi
zmienić miejsce zamieszkania. 8-letni Bruno nie chce się
wyprowadzać i porzucać swoich kolegów, nie podoba mu się również
nowy dom, po którym kręcą się żołnierze, a w którym panuje
tyle zakazów, że chłopiec nie wie co mógłby robić, bo nic mu
nie wolno. Osamotniony i znudzony Bruno zaczyna prowadzić swoje
podróżnicze eskapady i tak opuszczając teren domu znajduje obóz
koncentracyjny, który uważa za swego rodzaju farmę. Pewnego dnia
chłopiec poznaje Szmula, więźnia obozu i mimo wszelkich
przeciwności losu zaprzyjaźnia się z nim, koniec tej przyjaźni
może się jednak okazać zgubny dla obojga dzieci.
Wydawać się może, że powstało już
tak dużo filmów o II wojnie światowej, że ciężko jest
powiedzieć w tym temacie coś nowego, bądź w jakiś sposób
odkrywczego. Okazuje się jednak, że można. Historia niemieckiej
rodziny może nie jest nowością, ale przyjaźń dzieci
rozdzielonych wydawałoby się murem nie do przejścia, już tak.
Przede wszystkim film pokazuje wydarzenia z perspektywy dziecka, a co
za tym idzie niektóre sceny wzruszają dużo bardziej. Dziecko nie
zastanawia się nad konsekwencjami swoich czynów, nie rozważa
wszystkich za i przeciw tylko postępuje tak jak czuje. Dlatego
przyjaźń pomiędzy chłopcami jest możliwa. Pewnie w innych
czasach ich koleżeństwo nie byłoby postrzegane jako coś złego.
Znaleźli się jednak w złym miejscu o niewłaściwej porze. Twórcy
filmu, jak i zapewne autor książki na podstawie której powstał
film, mocno akcentują starcie dwóch rzeczywistości: dziecięcej i
dorosłej. Szmul dokładnie nie wie dlaczego znalazł się w obozie,
wie jedynie że jest Żydem, a według niektórych jest to czymś
złym. Brunowi zaś wmawiane jest, że Żyd jest zły, że Żyd
chciał zniszczyć naród niemiecki i cały świat i Żydów trzeba
niszczyć. Chłopiec nie może zrozumieć dlaczego Żyd jest zły,
skoro Szmul jest takim dobrym przyjacielem. Bruno patrzy sercem, a
nie nazistowską ideologią, której nie potrafi pojąć, szczególnie
kiedy porównuje obozową rzeczywistość pokazywaną na
propagandowych filmach i tą, która kształtuje się z opowieści
Szmula i tego co chłopcu udało się zobaczyć.
Można wypominać twórcom, że
niektóre elementy historii wydają się być aż nadto naciągane.
Wydaje mi się jednak, że te zabiegi były konieczne do uzyskania
efektu końcowego, który miał wstrząsnąć widzem i zmusić go do
refleksji. Widz miał postrzegać świat i rozumieć go tak jak dwaj
młodzi bohaterowie i zobaczyć, że zawsze najbardziej cierpią
osoby niewinne i nie do końca świadome zdarzeń których są
częścią. Film bogaty jest w ciekawe ujęcia, szczególnie kiedy
chłopcy bawią się przez obozowe ogrodzenie. „Chłopiec w
pasiastej piżamie” nie byłby filmem tak dobrym, gdyby nie dwójka
cudownych dziecięcych aktorów. Asa Butterfield w roli Bruna jest
elektryzujący, zaś Jack Scanlon jako Szmul kradnie serce chyba
każdego widza. Obaj aktorzy wykonali powierzone im zadanie w stu
procentach.
Jak pisałam wcześniej nie jest to
film dla wszystkich i chyba nie ma odpowiedniej pory na jego
obejrzenie. Szczerze się przyznaję, że mną film wstrząsnął i
przez długi czas nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Mimo to film
polecam wszystkim, by na chwilę wyłączyli cynizm i stłumili
analityczne myślenie i obejrzeli film do końca, a dopiero potem
ocenili czy niektóre nieścisłości naprawdę tak bardzo
przeszkadzają w odbiorze filmu czy może sprawiają, że historia
przyjaźni na dobre i na złe wydaje się być prawdziwsza.
Bardzo wzruszające kino, pamiętam, że przed obejrzeniem przeczytałam książkę i bardzo ale to bardzo dużo łez ze mnie wycisnęła - w książce narratorami są dziećmi, potęguje to efekt tragedii także polecam jeszcze lekturę :)
OdpowiedzUsuńW takim razie muszę sięgnąć po książkę. Może jako taka znajomość fabuły nie pozwoli mi się do końca rozkleić czytając, bo na filmie płakałam jak bóbr.
Usuń