Już od kilku postów narzekam, że
ostatnio nie mogę trafić na dobrą komedię, albo przynajmniej w
miarę śmieszną komedią romantyczną. Obejrzane Wyznania
zakupoholiczki mnie uśpiły (po tym jak przez pół filmu nie
wierzyłam w to co widzę na ekranie, co sprawiło że w posturze i
mimice twarzy upodobniłam się do Lurch'a z Rodziny Addamsów), 21
Jump Street skłonił mnie do zastanowienia się nad sensem kręcenia
tego typu filmów (chociaż muszę przyznać, że film ten miał
swoje śmieszne momenty), a oglądając Ilu miałaś facetów?
zaczęłam głośno zgrzytać zębami, bo przecież bohaterka tego
typu filmów musi cierpieć na ogromne ubytki w anatomii mózgu stąd
też jego fizjologia nie działa jak należy (co ratowało ten film
to przystojny Chris Evans w swoim naturalnym kolorze włosów, na
szczęście... - więc było na co popatrzeć). Wnioskuję z tego, iż
poskąpiono mi daru elastycznego poczucia humoru, bądź mój mózg
usilnie upiera się przy niektórych rzeczach, że są mało zabawne
i nawet mocny wysiłek nie sprawi, że w cudowny sposób staną się
zabawne. Niestety nie potrafię śmiać się z czyichś ułomności,
otyłości, bądź też chudości, mało smaczne żarty o seksie, jak
i potrzebach fizjologicznych również nie wywołują uśmiechu na
mojej twarzy. Dlaczego więc śmieszą mnie 2 Broke Girls? Nie mam
zielonego pojęcia...
Max urodziła się na Brooklynie, jak
można wywnioskować z jej opowieści w nędzy i patologii. Mimo to
dziewczyna jakoś wiąże koniec z końcem (chociaż jednym z jej
ulubionych zajęć jest unikanie właściciela mieszkania, które
wynajmuje, jak i komornika). Pracuje w knajpie jako kelnerka, jak i
opiekuje się dziećmi bogatej (jak dla mnie chorej umysłowo)
kobiety z Manhattanu. Pewnego dnia posadę drugiej kelnerki otrzymuje
Caroline, która już na pierwszy rzut oka wygląda jakby mocno
zboczyła z kursu na Upper East Side. Okazuje się, że dziewczyna
jest córką milionera, który okazał się oszustem podatkowym i
okradł pół Nowego Jorku, teraz siedzi w więzieniu dla białych
kołnierzyków, a Caroline została bez grosza przy duszy. Jak to w
życiu bywa (i w fizyce) przeciwieństwa się przyciągają,
dziewczyny zostają kumpelami i chcą otworzyć biznes – babeczkowy
biznes.
Akcja sitcomu rozgrywa się w praktyce
tylko w dwóch miejscach – w knajpie, którą prowadzi Koreańczyk
Han (niestety poskąpiono mu wzrostu, co jest podstawą do wielu
żarów, co najdziwniejsze żarty te są śmieszne), drugie miejsce
to mieszkanie Max. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ plany te są tłem
do zupełnie innych żartów. W knajpie żartuje się z różnic
kulturowych, ze stereotypów, z mniejszości kulturowych i z
hipsterów (w tym serialu hipsterzy to oddzielny gatunek), jak i z
tego, że niektórzy ludzie mimo dobrych chęci nie mają pojęcia co
oznacza słowo „praca”. Knajpa to również królestwo sprośnych
żartów Olega, ukraińskiego kucharza, który uważa się za och i
ach, a co za tym idzie robi z siebie playboya. Te gagi dla mnie są
już na granicy dobrego smaku, a nawet go momentami przekraczają.
Patrząc jednak na bilans to jest on bardziej na „tak” niż na
„nie”. Mieszkanie Max jest za to miejscem do popisu dowcipami o
biedakach, bogaczach, różnych patologiach i różnicach między
klasami społecznymi. Wszystko to trzyma się jednak na jako takim
poziomie i spełnia swoje główne zadanie, które brzmi „śmieszyć”,
a nie „żenować”.
Jeżeli idziecie okraść swój dom, który wystawiono na aukcję, to właśnie te rzeczy zabieracie i stylowo ubrane pokazujecie się w metrze. |
Teraz można zacząć narzekać, że
jestem nie konsekwentna w tym co piszę, bo przecież we wstępie
napisałam, że nie śmieszą mnie żarty o seksie, a Oleg tylko
takimi dysponuje. Żarty o różnych społecznościach, albo czyichś
wadach też śmieszne być nie powinny, a śmieszą i to bardzo. Do
tego należałoby dorzucić fakt iż jedną z bohaterek sitcomu jest
Polka, więc żartów o Polakach złodziejach i oszustach jest co
niemiara, a na dodatek owa postać – Sophie, czy jak kto woli
Zofia, buduje sobie dom blisko dawnego obozu koncentracyjnego.
Przecież to jak nic nie jest śmieszne, a na dodatek uderza w
narodową dumę. Ale cóż poradzić skoro to taka trochę
słodko-gorzka prawda i bawi.
Chyba więc nie chodzi o sam temat
żartu, a jego puentę, jeśli takowa istnieje i okoliczności jego
opowiedzenia. Na pewno pomaga też fakt, iż serial jest mocno
przerysowany. Opowieści Max typu „mając dziesięć lat wiozłam
autem pijaną matkę i jej kochanka do domu”, albo prośby
pracodawczyni Max by zabrała jej roczne dzieci Brada i Angelinę na
natryskowe solarium, a Angelinę dodatkowo do dietetyka bo przytyła,
to takie oczko dla widza od twórców, którzy pokazują iż wiedzą,
że faszerują serial absurdami, bo przecież o to chodzi. Do tego
jeśli weźmiemy to, że 2 Broke Girls bezlitośnie żartuje ze
wszystkiego, a do tego w dość zgrabny sposób wplątuje żarty o
najnowszych wydarzeniach ze świata popkultury, to na niektóre
nieudane żarty (średnio jeden w odcinku) można przymknąć oko.
Zabawne jest też dla mnie wyłapywanie scen kiedy obsada z ogromnym
trudem i bólem brzucha wywołanym z powstrzymywanego śmiechu,
kończy jakąś scenę. Aktorzy wyglądają wtedy przeuroczo z
głupkowatym uśmiechem na ustach i wymalowaną na twarzy prośbą
aby nikt tego nie zauważył. Kolejnym plusem serialu jest obsada.
Kat Dennings w roli sarkastycznej Max jest przezabawna, a Beth Behrs świetnie pasuje jako upadła bogaczka. Jedyne co mnie drażni to ten
niby polski akcent u Jennifer Coolidge grającej Sophie, ale cóż nie można mieć
wszystkiego.
Wybaczcie, ale mnie to bawi ;) |
Serial zapewne wielu osobom może się
nie spodobać. Mi długo polecano ten serial zanim się skusiłam na
niego. Moim głównym argumentem na nie, był fakt iż nie przepadam
za sitcomami, to po prostu nie moja bajka. Pewnie gdybym miała
czekać na każdy odcinek tydzień, to nie obejrzałabym go w ogóle.
A tak serial okazał się świetnym towarzyszem w pieczeniu tortu (w
końcu główna bohaterka piecze domowe babeczki, mimo że jej
„domowe” oznacza jedynie robione w domu ;) ) i został potem dość
szybko obejrzany do końca, ale nie tak szybko jak zniknął tort z
lodówki. Poszukiwaczom w miarę niezłych gagów polecam 2 Broke
Girls, by na własnej skórze przekonali się czy poczucie humoru
twórców tego sitcomu Was rozśmieszy czy nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz