czwartek, 12 września 2013

W poszukiwaniu czegoś śmiesznego na pomoc przyszły - Dwie Spłukane Dziewczyny

Już od kilku postów narzekam, że ostatnio nie mogę trafić na dobrą komedię, albo przynajmniej w miarę śmieszną komedią romantyczną. Obejrzane Wyznania zakupoholiczki mnie uśpiły (po tym jak przez pół filmu nie wierzyłam w to co widzę na ekranie, co sprawiło że w posturze i mimice twarzy upodobniłam się do Lurch'a z Rodziny Addamsów), 21 Jump Street skłonił mnie do zastanowienia się nad sensem kręcenia tego typu filmów (chociaż muszę przyznać, że film ten miał swoje śmieszne momenty), a oglądając Ilu miałaś facetów? zaczęłam głośno zgrzytać zębami, bo przecież bohaterka tego typu filmów musi cierpieć na ogromne ubytki w anatomii mózgu stąd też jego fizjologia nie działa jak należy (co ratowało ten film to przystojny Chris Evans w swoim naturalnym kolorze włosów, na szczęście... - więc było na co popatrzeć). Wnioskuję z tego, iż poskąpiono mi daru elastycznego poczucia humoru, bądź mój mózg usilnie upiera się przy niektórych rzeczach, że są mało zabawne i nawet mocny wysiłek nie sprawi, że w cudowny sposób staną się zabawne. Niestety nie potrafię śmiać się z czyichś ułomności, otyłości, bądź też chudości, mało smaczne żarty o seksie, jak i potrzebach fizjologicznych również nie wywołują uśmiechu na mojej twarzy. Dlaczego więc śmieszą mnie 2 Broke Girls? Nie mam zielonego pojęcia...


Max urodziła się na Brooklynie, jak można wywnioskować z jej opowieści w nędzy i patologii. Mimo to dziewczyna jakoś wiąże koniec z końcem (chociaż jednym z jej ulubionych zajęć jest unikanie właściciela mieszkania, które wynajmuje, jak i komornika). Pracuje w knajpie jako kelnerka, jak i opiekuje się dziećmi bogatej (jak dla mnie chorej umysłowo) kobiety z Manhattanu. Pewnego dnia posadę drugiej kelnerki otrzymuje Caroline, która już na pierwszy rzut oka wygląda jakby mocno zboczyła z kursu na Upper East Side. Okazuje się, że dziewczyna jest córką milionera, który okazał się oszustem podatkowym i okradł pół Nowego Jorku, teraz siedzi w więzieniu dla białych kołnierzyków, a Caroline została bez grosza przy duszy. Jak to w życiu bywa (i w fizyce) przeciwieństwa się przyciągają, dziewczyny zostają kumpelami i chcą otworzyć biznes – babeczkowy biznes.

Akcja sitcomu rozgrywa się w praktyce tylko w dwóch miejscach – w knajpie, którą prowadzi Koreańczyk Han (niestety poskąpiono mu wzrostu, co jest podstawą do wielu żarów, co najdziwniejsze żarty te są śmieszne), drugie miejsce to mieszkanie Max. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ plany te są tłem do zupełnie innych żartów. W knajpie żartuje się z różnic kulturowych, ze stereotypów, z mniejszości kulturowych i z hipsterów (w tym serialu hipsterzy to oddzielny gatunek), jak i z tego, że niektórzy ludzie mimo dobrych chęci nie mają pojęcia co oznacza słowo „praca”. Knajpa to również królestwo sprośnych żartów Olega, ukraińskiego kucharza, który uważa się za och i ach, a co za tym idzie robi z siebie playboya. Te gagi dla mnie są już na granicy dobrego smaku, a nawet go momentami przekraczają. Patrząc jednak na bilans to jest on bardziej na „tak” niż na „nie”. Mieszkanie Max jest za to miejscem do popisu dowcipami o biedakach, bogaczach, różnych patologiach i różnicach między klasami społecznymi. Wszystko to trzyma się jednak na jako takim poziomie i spełnia swoje główne zadanie, które brzmi „śmieszyć”, a nie „żenować”.

Jeżeli idziecie okraść swój dom, który wystawiono na aukcję,
to właśnie te rzeczy zabieracie i stylowo ubrane pokazujecie się w metrze.

Teraz można zacząć narzekać, że jestem nie konsekwentna w tym co piszę, bo przecież we wstępie napisałam, że nie śmieszą mnie żarty o seksie, a Oleg tylko takimi dysponuje. Żarty o różnych społecznościach, albo czyichś wadach też śmieszne być nie powinny, a śmieszą i to bardzo. Do tego należałoby dorzucić fakt iż jedną z bohaterek sitcomu jest Polka, więc żartów o Polakach złodziejach i oszustach jest co niemiara, a na dodatek owa postać – Sophie, czy jak kto woli Zofia, buduje sobie dom blisko dawnego obozu koncentracyjnego. Przecież to jak nic nie jest śmieszne, a na dodatek uderza w narodową dumę. Ale cóż poradzić skoro to taka trochę słodko-gorzka prawda i bawi.

Chyba więc nie chodzi o sam temat żartu, a jego puentę, jeśli takowa istnieje i okoliczności jego opowiedzenia. Na pewno pomaga też fakt, iż serial jest mocno przerysowany. Opowieści Max typu „mając dziesięć lat wiozłam autem pijaną matkę i jej kochanka do domu”, albo prośby pracodawczyni Max by zabrała jej roczne dzieci Brada i Angelinę na natryskowe solarium, a Angelinę dodatkowo do dietetyka bo przytyła, to takie oczko dla widza od twórców, którzy pokazują iż wiedzą, że faszerują serial absurdami, bo przecież o to chodzi. Do tego jeśli weźmiemy to, że 2 Broke Girls bezlitośnie żartuje ze wszystkiego, a do tego w dość zgrabny sposób wplątuje żarty o najnowszych wydarzeniach ze świata popkultury, to na niektóre nieudane żarty (średnio jeden w odcinku) można przymknąć oko. Zabawne jest też dla mnie wyłapywanie scen kiedy obsada z ogromnym trudem i bólem brzucha wywołanym z powstrzymywanego śmiechu, kończy jakąś scenę. Aktorzy wyglądają wtedy przeuroczo z głupkowatym uśmiechem na ustach i wymalowaną na twarzy prośbą aby nikt tego nie zauważył. Kolejnym plusem serialu jest obsada. Kat Dennings w roli sarkastycznej Max jest przezabawna, a Beth Behrs świetnie pasuje jako upadła bogaczka. Jedyne co mnie drażni to ten niby polski akcent u Jennifer Coolidge grającej Sophie, ale cóż nie można mieć wszystkiego.

Wybaczcie, ale mnie to bawi ;)


Serial zapewne wielu osobom może się nie spodobać. Mi długo polecano ten serial zanim się skusiłam na niego. Moim głównym argumentem na nie, był fakt iż nie przepadam za sitcomami, to po prostu nie moja bajka. Pewnie gdybym miała czekać na każdy odcinek tydzień, to nie obejrzałabym go w ogóle. A tak serial okazał się świetnym towarzyszem w pieczeniu tortu (w końcu główna bohaterka piecze domowe babeczki, mimo że jej „domowe” oznacza jedynie robione w domu ;) ) i został potem dość szybko obejrzany do końca, ale nie tak szybko jak zniknął tort z lodówki. Poszukiwaczom w miarę niezłych gagów polecam 2 Broke Girls, by na własnej skórze przekonali się czy poczucie humoru twórców tego sitcomu Was rozśmieszy czy nie.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz