W ramach nadrabiania filmów z
Goslingiem, który podobno wyskakuje już z każdej lodówki (tylko
jakoś z mojej nie chce, a szkoda...) obejrzałam film reżysera
świetnego Blue Valentine. Oczekiwania były ogromne, a czy zostały
spełnione? Cóż, z jednej strony tak, z drugiej nie do końca.
Wydaje mi się, że w którymś momencie Derek Cianfrance gubi tę
świeżość i lekkość w opowiadaniu ciężkiej, smutnej historii,
która była widoczna w jego poprzednim projekcie. Dzięki temu, mimo
trudnej tematyki, film aż tak bardzo nie przytłaczał widza. The
Place Beyond the Pines brakuje tej świeżości i dlatego to jedynie
film dobry, a nie bardzo dobry.
The Place Beyond the Pines jest
podzielony na trzy historie, które bardzo zgrabnie łączą się i
dopełniają. Cianfrance zaczyna swój film od historii Luke'a,
motocyklisty wykonującego w cyrku iście kaskaderskie wyczyny. Kiedy
mężczyzna dowiaduje się, że ma dziecko postanawia porzucić dawne
życie i wreszcie się ustatkować. Nie jest to jednak łatwe.
Najlepszym wyjściem z finansowego dołku okazuje się obrabianie
banków. Druga historia to przedstawione losy policjanta, który w
nie takich jasnych okolicznościach staje się bohaterem. Ciągnięty
do dołu przez skorumpowanych kolegów z komisariatu postanawia
wydobyć się z tego bagna. O trzeciej historii nie będę pisać,
jej fabuły możecie domyśleć się sami.
The Place Beyond the Pines to przede
wszystkim historia o poszukiwaniu samego siebie i swojego miejsca na
świcie. Dylematy bohaterów nie są przekoloryzowane ani ukazane w
sposób patetyczny bądź też tragiczny. Widz ma szansę obserwować
jak każda decyzja bohatera odbija się na dalszym biegu jego
historii. Jednak nie tylko my decydujemy o naszym losie. To co robią
inni również w większym lub mniejszym stopniu wpływa na to gdzie
się w danej chwili znajdziemy. Autorzy scenariusza skupili się
najbardziej jednak na tym, jak bohaterowie postawieni przed takim czy
innym problemem próbują go rozwiązać i tym, czy udaje im się
dalej pozostać tym kim chcieli by być. Bo Cianfrance przez cały
film pokazuje, że to jacy chcemy być często schodzi na drugi plan,
kiedy musimy postąpić tak, jak inni tego od nas oczekują. Niektóre
osiągnięcia kosztują bohaterów jego filmu ich samych, a raz
podjęta decyzja rzutuje już na całe życie. Nie jest to wizja zbyt
optymistyczna, ale reżyser nie słynie z pogodnych filmów, bo i
życie często mocno odbiega od pogodności.
Dużą zaletą filmu są piękne
zdjęcia i nastrojowa muzyka. Muszę przyznać, że to tytułowe
„miejsce za sosnami” zostało ukazane w filmie bardzo
klimatycznie, ale i przytłaczająco. Przez cały czas oglądania
filmu miałam wrażenie, że bije od niego ogromna samotność.
Powinnam się jednak przyczepić do jednego małego szczegółu. Bo
widzicie, ja nie cierpię kiedy polscy dystrybutorzy przerabiają
tytuły filmów. Zamiast tłumaczenia oryginalnego tytułu
otrzymujemy czyjąś cudowną inwencję twórczą. W tym wypadku
muszę przyznać dystrybutorowi rację. Polski tytuł Drugie oblicze,
bardzo dobrze oddaje przesłanie filmu, zaryzykowałabym nawet
stwierdzenie, że dużo lepiej sprawdza się niż tytuł oryginalny.
Żadna postać w filmie Cianfrance nie jest biała albo czarna. Każdy
bohater posiada swoje tytułowe drugie oblicze. Luke jest dobrym
człowiekiem, marzy o idealnej rodzinie, jednak bez pieniędzy ani
rusz. Kiedy spostrzega łatwe pieniądze w obrabianiu banku, nie
potrafi przestać. Napędzany pragnieniem posiadania domu, żony i
możliwości przebywania częściej ze swoim dzieckiem rzuca wszystko
na jedną szalę. I niech wszyscy mówią co chcą, ale Ryan Gosling
to idealny Luke. Bardzo pasował mi do tej roli, może dlatego że to
dobry aktor, a nie tylko ładna buzia, który bardzo dobrze tutaj
zagrał.
Jednak to nie postać Luke'a zaczyna
cały film, bo cała lawina wydarzeń zaczyna się od kobiety –
Rominy, która ni to przypadkiem ni to celowo znajduje się w
odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. To jej niezdecydowanie
nadaje początek całej historii. Eva Mendes miała dość ciężkie
zadanie i jak dla mnie nie wywiązała się z niego w stu procentach.
Nie przepadam za tą aktorką, jednak tutaj pasowała mi do roli, ale
zupełnie nie pasowało mi jak w ostatecznym rezultacie została
ukazana przez nią Romina. Może to wina scenariusza, ale wydaje mi
się, że Mendes zabrakło jednak charyzmy, by jej postać była
wiarygodna. Przy występujących obok niej w filmie Goslingu i
Cooperze wypadła dość blado.
Co do owego Cooper'a się tyczy, to
wydaje mi się, że jeżeli będzie tak dobrze dobierał projekty i
grał w nich na takim poziomie, to będę mogła zapomnieć o
nielubianych przeze mnie Kac Vegas i „wrzucić go do worka” z
ulubionymi aktorami. Bo to właśnie postać grana przez Bradley'a
Cooper'a miała najwięcej do pokazania, jeżeli chodzi o to tytułowe
„drugie oblicze”. Ambitny młody glina, który postępuje według
kodeksu musi zmierzyć się z kłodami, które rzucił mu pod nogi
los. Okłamanie innych może jest proste, przyznanie się do prawdy
przed samym sobą już do łatwych nie należy, a zagłuszenie
wyrzutów sumienia dla wielu jest wręcz niemożliwe. Cooper naprawdę
to wszystko świetnie zagrał. To na przykładzie jego postaci widać,
jak podjęte decyzje wpływają na charakter i jak dalej nas
kształtują.
Nie mogę zapomnieć o trzeciej
historii, która ma być zwieńczeniem filmu i grających w niej
aktorach. Młodzi aktorzy zagrali bardzo dobrze, ciężko jest im
cokolwiek zarzucić. Jedyne do czego można się przyczepić to
konstrukcja postaci AJ'a, ale to raczej nie wina aktora, a
scenarzystów, których sposób ukazania młodego pokolenia był taki
a nie inny.
The Place Beyond the Pines to film
dobry, któremu zabrakło gdzieś lekkości, przez co momentami staje
się przytłaczający i chcąc czy nie chcąc nużący. Może to
również za sprawą długości. Jak ktoś ostatnio stwierdził,
twórcy zaczęli uważać, że jak film nie trwa minimum dwóch
godzin to nie będzie filmem dobrym. Cóż uważam, że czasami można
powiedzieć dużo więcej w jednym zdaniu niż filmowcy starają się
w dwóch i pół godzinie. Nie zrażajcie się jednak długością
filmu, bo wydaje mi się, że akurat temu filmowi warto jest
poświęcić ten czas z waszego życiorysu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz